Codzienność, Znaki nadziei
W rozjazdach
dodane 2024-08-20 15:05
Trochę w ostatnim miesiącu popodróżowałem...
Między innymi byłem w Libanie. Znajomi stukali się po głowie... A mnie mocno się wydaje, że te różne medialne doniesienia to tylko strachy na Lachy. Nie no, zdarza się że spadnie bomba. Tyle że raczej w południowym Libanie albo w dolinie Bekaa. Poza tym jest tylko napięcie. Pewnie większe po tym, jak Izrael mści się za ostrzał miejscowości zamieszkałej głownie przez Druzów... Tak tak, tych samych Druzów, którzy mieszkają też w Libanie. I pewnie krzywym okiem patrzą dziś na sunnitów w tym kraju... Znacznie bardziej to wszystko skomplikowane, niż obraz dwóch, walczących ze sobą obozów...
Najbardziej jednak ucieszyłem się z innego wyjazdu. Byłem w górach. Trzy dni (tylko!) wędrówki z plecakiem. Z piętnaście kilo chyba miał. Było dość ciepło, ale choć w drodze na Babia wyprzedzały mnie matki z dziećmi, dałem radę :) Cóż... Ta pokiereszowana przed laty kostka jednak miała wpływ na moje życie. Nie tylko dziś, kiedy już dość często boli... Ale było pięknie. Chciałbym to powtórzyć. Musiałbym jednak bardziej konsekwentnie dbać o kondycję. A jednocześnie nie przeciagnąć struny, by nogi dawały radę...
Z uśmiechem wspominam dziś pytania jakie mi czasem zadawano, czy nie bolą mnie po długim marszu nogi. Nie wiedziałem wtedy, co to bolące nogi. A lepiej chyba już nie będzie... No, chyba że stanie się jakiś cud...
Jeszcze trochę pochodzę... Tyle że czasu przed zima już nie tak wiele. Ale jest następny rok i następny... A jeśli prędzej przyjdzie śmierć? Cóż. Mam nadzieję, że wcześniej czy później trafię do nieba. A po zmartwychwstaniu będę mógł chodzić, chodzić i chodzić... Na tej Nowej Ziemi, pod Nowym Niebem. I wspinać się też:)