Ja Pawła, ja Apollosa
dodane 2024-03-10 23:02
Czyli o podziałach w Kościele. Choć... niezupełnie.
W dobie ścierania się racji mało kto zdaje sobie dziś sprawę na czym polega istota ekumenizmu. Nie, wcale nie na uzgodnieniach. Na... nawróceniu. Chodzi o to, żeby strony dialogu nawróciły się i świetle swojego nawrócenia spojrzały na to, co różni z partnerem dialogu. Postulat słuszny, choć chyba w relacjach ekumenicznych wyjątkowo trudny do zastosowania. Wiadomo, trudno powiedzieć "moja wspólnota się myliła, moja wspólnota musi się nawrócić". A jednak, to chyba jedynie słuszna droga dla ekumenizmu. Także dla nas, katolików. Ot, w kwestii kultu świętych: nie żebym był przeciw. Ale gdy patrzeć na przykład na to, co dzieje się z nim we Włoszech, z tymi wszystkimi lokalnymi patronami, to czyż zupełnie nie ma czego się nawracać? To przecież coś zupełnie innego niż zdrowa nauka wyrażona w katechizmie...
Myślę jednak, że to samo powinno stać się w naszych relacjach wewnątrzkatolickich. Ta partia (nie polityczna, ale kościelna) tamta partia, zwolennicy tego, zwolennicy innego; ci, którzy mówią o wierności, ci, którzy mówią o otwartości. Mówią, bo w praktyce to nie do końca tak... I nie chodzi tylko o tradycjonalistów czy "postępowców". Tych podziałów jest znacznie więcej. Czyż podstawą nie powinno być szukanie tego, jak spojrzeć na to co nas dzieli w świetle Ewangelii? Czyli nawrócenie właśnie?
Pisałem niedawno o gorliwości niektórych "dyżurnych katolików" w kwestii ogłaszania wszem i wobec moralnego upadku jednego z biskupów, który ostatnio przymuszony przez Watykan przeszedł na emeryturę (TUTAJ). Nie wiem, nie było konkretnych reakcji. Może nikt mnie nie czyta albo czytają nie ci, którzy czasem powinni. Ale... Dzisiejsze nauczania papieża Franciszka na Anioł Pański (TUTAJ). Nie potępiajmy innych, ale patrzmy na nich z miłosierdziem. Czyż nie jest to jakieś potwierdzenie tego, o czym pisałem? Ciekaw jestem co się stanie za czas jakiś, kiedy znów zdarzy się podobna sytuacja. Ciekawe? Właściwie wiem jak będzie. Bo przecież to, o czym mówił Franciszek nie jest żadną nowością; tak mój Kościół uczył mnie akurat od młodości. Tymczasem w odniesieniu do księży, a już zwłaszcza biskupów, to wskazanie jakby nie obowiązywało... Oburzyć się, potępić. Nawet gdy nie chodzi faktycznie o lekceważenie problemu księdza - pedofila, ale o nieumiejętne radzenie sobie z problemem - jak to miało miejsce w kilku wcześniejszych przypadkach. Czy nie trzeba by się było nawrócić?
To przykład dotyczący spraw bulwersujących. Ale podobnie bywa i w sprawach całkiem błahych. Ot, krytykowano ostatnio Gościa Niedzielnego za... okładkę. Tę konkretnie (TUTAJ). Że niby świadczy o niewłaściwie rozumianej przez to środowisko (moje w sumie też) problemu kobiety w Kościele. Bo bez twarzy, stoją w kolejce itd itp... Jak to się ma do miłości bliźniego? Takie doszukiwanie się drzazgi w oku brata, której być może wcale nie ma, ale trzeba zasugerować, że owszem, jest? Takie deprecjonowanie tego co robi Gość nie na podstawie tego, co tam napisano, ale kto napisał, bo takie zarzut tez padł? Że pisał mężczyzna a nie kobieta? Pomijając racjonalność takiego zarzutu: to jest miłość bliźniego? To jest chrześcijaństwo? Tymczasem owi krytycy - a jakże, katolicy, ksiądz nawet - w ogóle nie widzą problemu...
I taki to mamy katolicyzm. I ten tradycyjny i ten postępowy zapatrzony w swoje święte racje; niecierpliwy, zazdrosny, skąpy w chwaleniu innych, ale pełen samochwalstwa i szukający poklasku, nadęty pychą do bólu, łatwo wpadający w święte oburzenie, urazy pamiętający do końca życia, nieufny wobec wszystkiego, co nie "swoje", doszukujący się w braciach złej woli i co tylko nie pasuje do tego, co sam uważam - krytykujący...
Tak, inspiracją dla tej wyliczanki był Hymn o miłości świętego Pawła. Ta postawa jest dokładnie przeciwna miłości... No ale...