Codzienność, Narzekania, Złośliwości,

Jakie "ich młodzieży chowanie"?

dodane 09:54

Nie, tym razem nie o szkolnictwie. Tylko...

Lubię sobie podśpiewywać. Coraz rzadziej to robię, ale w samochodzie, jadąc do pracy - owszem. Dziś padło na jedną z moich ulubionych

"Kiedy w jasną, spokojną cichą noc
Spoglądam na niebo pełne gwiazd"

- śpiewałem cicho jadąc spokojnie prawym pasem trzypasmowej drogi....

No właśnie: kiedy ostatnio w jasną, spokojną cicha noc patrzyłem na niebo pełne gwiazd? Mieszczuch jestem, a w miastach od wielu lat tyle świateł, że gwiazd prawie nie widać. Ale, tak, pamiętam jak wygląda rozgwieżdżone niebo... Jedną taką scenę z mojego życia dość nawet dobrze. Obiecałem sobie, że spróbuje ją zapamiętać do końca życia. Na razie się udaje. I bywało już, że jej wspomnienie mi pomagało, choć przedtem i potem było wiele innych takich nocy z gwiazdami...

To było bardzo dawno. Miałem 16 lat. Byłem na KODzie (Kurs Oazowy dla Animatorów). W Ustroniu. Zimowe ferie roku 1980. Tak, jeszcze przed Sierpniem. Poszliśmy na Równicę. Całą oazą (to znaczy kto nie chciał nie musiał). Prowadził ją  wtedy "Wujcio". Trochę zabałaganiliśmy. Robiło się ciemno, a my jeszcze w schronisku. Wyszedłem przed, żeby trochę porozmyślać. I to rozgwieżdżone niebo mnie zachwyciło. To było doświadczenie innego spojrzenia na rzeczywistość. Potem, w różnych górskich okolicznościach wiele razy czegoś podobnego jeszcze doświadczałem, ale...

Nie, nie chodzi o moje przeżycia. Tylko ze byliśmy w górach, była zima i była noc. A musieliśmy jeszcze zejść do Ustronia. Mnie akurat ścieżką bardzo dobrze znaną, bo nieraz mając parę godzin wolnych od zajęć wybiegałem albo do samego schroniska albo do "kamienia ewangelików", trochę niżej. Ale wtedy było jasno. A do tego traz chodziło o całą grupę. Niekoniecznie mających jakieś górskie doświadczenia. I.... Nic, po prostu zeszliśmy. Nikomu nic się nie stało. Było dużo śmiechu, dużo zabawy.... Czy dziś coś takiego jest możliwe? Czy dziś ktoś na coś takiego by się zdecydował? I to tak niefrasobliwie jakby chodziło o wyjście do kina?

Sporo na oazy jeździłem. Na drugim stopniu - wtedy nie miałem 16 lat  -  w Koniakowie Zagroniu popołudniami wyprawiałem się pod schroniska pod Baranią. Przez Pietraszonkę. Do samego schroniska już nie było czasu. Ale to daleko jednak. W jeden dzień, gdy było po południu więcej czasu wolnego, wybraliśmy się z kolegą do... Głębiec, żeby zobaczyć  o której odjeżdżają pociągi... To normalnie ze trzy godziny w jedną stronę... Potem, większą grupą, szliśmy z wielkimi worami na plecach - oaza trwa jednak dwa tygodnie - nocą na pierwszy, o 5:10... Na trzecim stopniu, w Wiśle Malince, podczas popołudniowego czasu wolnego z kolegą tam poznanym...  eksplorowaliśmy jaskinię. Raz zdarzyło mi się nawet pobiec na Skrzyczne, raz na Zielony Kopiec. Na Dzień Wspólnoty do Koniakowa na piechotę, z powrotem - już tylko w  dwójkę, bo nie chciało nam się czekać na przepełnione autobusy... Ojejku, ile tego wszystkiego było! Nikt się o nas specjalnie nie martwił, nikt nie szukał, nie ględził o niebezpieczeństwie czy nieodpowiedzialności. No, moderator tylko się zdziwił kiedy wracaliśmy z tego Dnia Wspólnoty, że wybrawszy się na piechotę spotkaliśmy w Nowej Osadzie ostatnią grupę jadących autobusem...

Miałem doświadczenie. Wszak... No, chyba już po ósmej klasie ojciec nie protestował, kiedy z Łopusznej do Nowego Targu poszedłem sam po chleb (takie czasy, ze o chleb na wsi było ciężko) przez Turbacz i... Stare Wierchy. Trasę znałem tylko do Turbacza. Resztą z mapy. Wróciłem z chlebem koło 15...  Nie pamiętam tylko, czy autobusem czy, jak często, na piechotę... A miałem wtedy niespełna 15 lat... Pierwszy zaś sam w góry na dłużej wybrałem się mając niespełna 17 lat. Przelazłem od Ustronia do Krościenka. W osiem dni przepięknych dni... Największe zmartwienie pierwszego dnia? Czy w schronisku nie będą pytali gdzie moi opiekunowie. Ale o dziwo nie, w żadnym - ani na Baraniej, ani na Rysiance, ani na Markowych Szczawinach ani na Krupowej, Starych Wierchach czy bazie na Lubaniu nikt się nie dziwił. A chyba nie chodziło tylko o to, że to był TEN sierpień...

Dziś... No nie wiem. Dziś za takie coś chyba byłby kryminał, prawda? Bo jak można nie pilnować dzieci (15, 16, 17 letnich dzieci!), bo jak można tak ryzykować, bo to lub tamto... Krzywdę się młodym ludziom robi. Pozbawia możliwości stopniowego wejścia w dorosłość, możliwości zdobywanie pięknych doświadczeń... I nie jest to wina wychowawców, ale systemu. Systemu, w którym wielu ma swój niechlubny udział. Urzędników chroniących się przed oskarżeniami o niedbałość, rodziców obwiniających wychowawców, gdy dziecko skaleczy się w paluszek, dziennikarzy, którzy z nieszczęścia robią aferę, prokuratorów, którzy w razie czego znajdą paragraf, by oskarżyć wychowawce o brak należytej troski...

Jakie mamy dziś "Rzeczypospolite"? Takie, jakie "młodzieży chowanie". Inne czasy, ale gdy jeszcze sam uczyłem w szkole zwykłem mawiać, że młodzi mogą dziś się zaćpać na śmierć i nikt za to odpowiedzialności nie poniesie. Ale jeśli skręci na nogę na szkolnej wycieczce, a wychowawca akurat poszedł do toalety...

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024