Codzienność, Narzekania, Złośliwości
Synodalny wytrych
dodane 2023-11-08 09:15
Mówił święty Jan Paweł II, że człowiek jest drogą Kościoła. Coś się zmieniło?
Myślę, że nie. Ciągle człowiek jest drogą Kościoła. Tyle że może czasem niektórzy w tym kościele "sami siebie pasą" , jak powiedziałby Ezechiel, i nie zależy im na owcach. Widząc to i piętnując łatwo o krzywdzące uogólnienia. Że my wszyscy, my w Kościele... Jesteśmy skoncentrowani na sobie. Jesteśmy? Bezsilny śmiech... Ja na pewno nie byłem. Przynajmniej nie do tego stopnia, by mi móc zarzucić, że bliźni mnie nie interesował.. Robiłem dla ludzi rzeczy, które niewielu chciało tknąć uważając je za stratę czasu. Bo patrząc z perspektywy czasu chyba faktycznie stratą czasu były. Nie angażowały tłumów. Były dla jednostek. I teraz słyszę "my". My musimy się nawrócić na synodalność. Ja też znaczy się. Muszę się nauczyć słuchać...
Nie da się, prawda? Człowiek nie jest w stanie słuchać wszystkich. Katecheta uczniów, proboszcz parafian, biskup diecezjan. Nie da się. Mimo to ciągle słyszę o tym słuchaniu. Kogo w zasadzie? Jednego, dwóch, trzech, dziesięciu? Czy to wtedy już jest synodalność? Ksiądz w spowiedzi, w kancelarii, prawie codziennie kogoś wysłuchuje. Nie jednego, kilku, kilkunastu, czasem więcej... A może wysłuchanie z większego grona - np. 50 osób - jednego, dwóch, czterech czy pięciu to tak naprawdę korporacyjność? No bo co wiem o tym, o czym myślą ci pozostali? Tych 45? Zakładanie że rozmawiając z tymi pięcioma, i to wybranymi wedle wygodnego dla się klucza, rozmawiam ze wszystkimi, to jakieś horrendum. Prawda, nie da się rozmawiać ze wszystkimi. No właśnie: nie da się. Synodalność w wersji "słuchamy wszystkich" jest niemożliwa. Mówienie o synodalności nie wyklucza działania w praktyce jak w korporacji. Nie wyklucza kumoterstwa i obstawiania się swoimi, podobnie myślącymi. A ci inni? To jak w przypadku KO. My jesteśmy za demokracją, wzajemnym szacunkiem itd itp. Ale oni - czyli tych 35 proc. społeczeństwa - nie są. Nie ma co się nimi przejmować, nie ma co ich słuchać. My się kochajmy, a oni... Pięć plus trzy gwiazdki...
Słuchać wszystkich... Głupio spytam tradycjonalistów też?
Od lat co najmniej kilkunastu występuję przeciw tradycjonalizmowi. W dyskusjach oczywiście, nigdy postulując przeciw nim jakieś działania administracyjne. Wysuwam argumenty, wyjaśniam, tłumaczę... Od paru lat trochę mniej, bo to jak grochem o ścianę. Decyzja papieża Benedykta o "uwolnieniu Mszy trydenckiej" mnie zmroziła. Uważałem ją i do dziś uważam za błąd. Bo de facto wyjmowała tę grupę wiernych spod jurysdykcji miejscowego biskupa. Ale gdy Papież zaczął tłumaczyć motywy tej swojej decyzji, przyjąłem je. Widziałem, że były podyktowane miłością. Prawdziwą chrześcijańską miłością. Miałem razem z nim nadzieję, że miłość pokona budowane bariery... Nadzieja okazała się płonna, ale decyzję papieża Benedykta, choć uważam ją za błąd, ciągle uważam za piękną....
Niedawno papież Franciszek podjął w ich sprawie nową decyzję. Mocno ograniczając im możliwość działania w ramach wspólnoty katolickiej. Powtarzam, uważam tradycjonalizm za nurt nie rozumiejący istoty chrześcijańskiego przesłania. Dlaczego jednak, w dobie postulowanej otwartości na wszystkich, ich głos jest lekceważony? Jak to się ma do wizji Kościoła synodalnego, w którym się rozmawia, słucha, integruje?
Życie... Tak dalekie od ideałów. Chyba pozbawione tego realizmu, o którym pisał już św. Paweł, a którym przez wieki cechowało się chrześcijaństwo: łatwo mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać nie. Realizmu nie tylko wobec swoich, ale i tych którzy mi nie pasują...