Codzienność, Inspiracje
Byc chrześcijaninem pełną gębą
dodane 2023-07-21 13:39
Podobno mamy być solą. No ale jeśli sól zwietrzała? Przecież nie deklaracje się liczą, a życie.
Co znaczy być chrześcijaninem? Odnoszę wrażenie - nie od dziś - że dla wielu to głownie modlitwa i niedzielna Eucharystia. Poza tym... Poza tym można, w pewnych granicach oczywiście, żyć tak jak się chce. Byle grzech za bardzo nie rzucał się w oczy, Byle, odwracając kota ogonem. można go było jakoś pięknie szczytnym celem uzasadnić.... A może to nie jest świadome? Może po prostu wielu wiara i życie się nie skleja? Jak uczniowie, którzy np. wiedzy zdobytej na historii nie potrafią wykorzystać na języku polskim? W każdym razie teoria i życie zbyt często się rozmijają. Nie, nie w wielkich sprawach. W drobiazgach. Ale to one bardziej niż te wielkie odsłaniają prawdę o człowieku.
Ot, stosunek do pieniądza. Jeśli dla większego zarobku gotów jestem rozpychać się nie zważając na innych, grabić pod siebie, to chyba jednak mam kłopot z pierwszym przykazaniem, prawda? Tak, pierwszym. Mamona okazuje się moim bogiem. Dla niej gotów jestem poświęcić... No, nie zaraz wprost Boga, ale jego przykazanie - abyście się wzajemnie miłowali jak ja was umiłowałem - to już jak najbardziej, prawda? Cóż przy takiej postawie znaczą deklaracje o potrzebie zauważenia człowieka i miłości bliźniego? Sól ziemi? Zwietrzała, bez smaku. Niczym nie różniąca się od tego, jaki jest świat. Momentami nawet gorsza...
Albo stosunek do pracy. Tak, dobrze jest dzielić się z innymi. Wszelkim dobrem. Cóż to jednak za chrześcijanin, który dzieli się z innymi tylko swoimi obowiązkami? Któremu zawsze trzeba iść na rękę, bo to, bo tamto i jeszcze owamto? Którego, gdyby wierzyć jego opowieściom, w drodze do pracy spotyka w ciągu paru miesięcy tyle przygód, ile innym nie zdarza się przez całe życie? Który uważa, że stworzony został do wyższych rzeczy, więc prace najbardziej uciążliwe zostawia innym? Pamiętam jeszcze z czasów robót wysokościowych, jak kolega, znacznie bardziej wprawny ode mnie, odwalał część mojej roboty. Bo widział, że jeszcze nie złapałem drygu, bo trudno mi sięgnąć. Uznawał, ze przecież jedziemy na tym samym wózku, że bez sensu byłoby potem na mnie czekać. Sam potem robiłem podobnie. Ale znałem jednego, który robił tylko tyle ile miał, a potem siedział i czekał... A co myśleć o takich, którzy nawet swojego nie robią licząc, ze przecież jest zespół i "się zrobi"? Nie, nigdy "się" nie zrobi. Zawsze zrobi konkretny ktoś.
I tak w wielu sprawach. Ot, w przywiązaniu do zewnętrznych oznak godności, splendoru, patosu. Czasem za cenę potraktowania z buta innych. To jest bycie solą tej ziemi? Przecież to jest dokładnie to, co w chrześcijaństwie jest, powinno być, inne. W myśl tego, co mówił Jezus myjąc swoim uczniom nogi... Albo co znaczą deklaracje o potrzebie wsłuchania się w ludzi, gdy słucha się tylko tych, którzy nadskakują, a ignoruje tych, którzy takimi metodami się brzydzą? Czy też twierdzenie, że Kościół powinien się zmienić tak a tak: ale kogo słuchamy? Czy także tych, którzy zmian nie chcą, bo kochają Kościół taki jaki jest?
Gdy mowa o szukaniu zagubionych przytacza się czasem przypowieść o synu marnotrawnym. "Trzeba się cieszyć" - że zagubił i odnalazł się. Ale, po pierwsze, odnalazł się, prawda? Nie wysłał listu z żądaniem: "tato, potrzebuję więcej kasy". Po drugie, nie słyszy się słów ojca do starszego syna: "Wszystko moje do ciebie należy". Tak, trzeba się cieszyć. Ale przecież nie jest tak, ze teraz ten starszy, wierny syn otrzymuje wilczy bilet, prawda? A tak niektórzy traktują dziś tych, którzy się nie zagubili i wiernie trwają przy Chrystusie i Kościele. Są gorszymi, bo się nie cieszą. A przecież nie cieszą się często dlatego, że syn marnotrawny tak naprawdę nie chce dziś wracać, tylko posyła list: "tato, potrzebuję więcej kasy, jeśli mnie kochasz, przyślij; jeśli nie, więcej mnie nie zobaczysz".
To też jakaś wielki problem dziś w Kościele. Zdaje się nie chcieć nawrócenia, chce akceptować grzech. Bo trzeba integrować, włączać. Sól ziemi? Światłość świata? Sól zwietrzała, lampa ukryta pod korcem. By nikt nie musiał widzieć szkarady swoich grzechów...
Tak, potrzeba nam wierności. Żadna dziedzina naszego życia nie jest spod prawa Ewangelii wyjęta. Także w imię nawoływania do wierności Ewangelii nie można posługiwać się oszczerstwem czy choćby insynuacją. Tylko wtedy będziemy naprawdę solą. Tylko wtedy mamy szansę nie upodobnić się do świata, a go zmienić.