Radość. Czasem trudna

dodane 14:52

Jak to ktoś śpiewał? Że miłość po błocie chodzi i często jej plują w twarz...

Tak, byłem też w tym roku na męskiej pielgrzymce w Piekarach. Dumny jak paw, bo z racji braku towarzysza do jazdy rowerem wybrałem się pieszo. A to, jak na mój wiek, kawał drogi. Najbardziej zdziwił mnie pęcherz na stopie, bo i buty, w których chodzę od dawna no i zaprawiony w trochę krótszych marszach jestem. No ale, bywa. W samych Piekarach... Podobało mi się kazanie kardynała Nycza. Zwłaszcza ten moment - jedyny przerwany oklaskami - kiedy mówił o potrzebie polsko-ukraińskiego pojednania. No bo jeśli teraz jeszcze nie czas, to kiedy? Reszta zresztą też. Mądry człek, widać. Podobało mi się tez wystąpienie abp. Skworca. Ale i to, co mówił krótko dziś już nowy arcybiskup katowicki, Adrian Galbas SAC - do nas, pielgrzymów, ale  i to jak zwracał się do odchodzącego na emeryturę arcybiskupa Wiktora. Cieszyli mnie spotkani ludzie. Zwłaszcza Jacek, dawny współtowarzysz w kształtowaniu młodych w jednej ze szkół  i ten, który uczył mnie jeżdżenia na nartach (nauka z czasem poszła w las ;)) l bo tego strasznie dawno nie widziałem. Ale i Zenek, i Leszek, i Irek, i Brunon... Tych ostatnich widuję przynajmniej co rok właśnie w Piekarach. No i jeszcze paru innych, których spotykam znacznie częściej. Łącznie z ministrantami... Fajnie było.

Co najbardziej mnie uderzyło? Dawniej, od lat, te ciągnące w jedną stronę rzesze płci męskiej. Starych i młodych. Nieraz "pokoleniowo" - dziadek, ojciec, syn. Ilość nas - w tym roku ponoć koło 80 tysięcy. Ale w tym roku samo wejście do Piekar...

Szedłem sam, więc nie szedłem nową drogą, ale stara, dziś już... no, właściwie nieużywaną. Był tam zawsze taki wiadukt, z którego widać było wieże piekarskiej bazyliki. Teraz też fajnie je stamtąd było widać. I przypomniały mi się różne Psalmy Wstępowań. Jak pielgrzymi cieszyli się na widok Jeruzalem. I nuciłem Jeruzalem, Jeruzalem, to miasto na które czekamy... Niedawno o tym pisałem na Wiara.pl: Kościół jako Nowe Jeruzalem. Już jest, ale jeszcze czekamy. Taki paradoks... Mijają lata i wiem, że choć ono jest, to widzę coraz wyraźniej, że czekam...

No cóż.. Dziś na Mszy w redakcji ks. Rafał (Bogacki) wspomniał o radości prawdziwej. W ujęciu św. Franciszka. Myśl o niej towarzysza mi często w młodości, a od pewnego czasu znacznie wyraźniej. Odkrywam, jak bardzo przestało to dla mnie być teoretyzowaniem, a stało się koniecznością codziennych wyborów. Radość prawdziwa, mimo wszystko. Radość, że  z Chrystusem jest się przybitym do krzyża... Radość taka inna od wszystkich, także tych z ducha jak najbardziej chrześcijańskiego. Radość, która wykluwa się w samotności niezrozumienia, obojętności, lekceważenia... Której chyba nie pojmują nawet ci, którzy uważają, że chrześcijanin powinien być radosny... Tak, radość prawdziwa. Prawdziwa jak ta miłość, która chodzi po błocie i często jej plują w twarz...

Czekam więc na Nowe Jeruzalem. I powolutku, coraz bardziej zmęczony i obolały ku niemu człapię. Twarz miewam ponurą, wiem, za to serce chyba ciągle tak jak dawniej się uśmiecha.

Tak, Marana tha, przyjdź Panie Jezu.... Prawda. Cały czas jesteś...

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024