Codzienność, Złośliwości

Koleiny

dodane 09:07

Dość często, żeby rozwiązać problem - albo zobaczyć, że nie jest problemem - wystarczy spojrzeć inaczej.

Droga do pracy, zapalona lampka rezerwy, dobrze byłoby zjechać na stację benzynową. Kawa? Już była. To może czekolada? Trochę magnezu się przyda. Staję z kubkiem pod półka z prasą. Tam między innymi Tygodnik Powszechny. Ile wiedział Karol Wojtyła. Czy jakoś tak. W każdym razie ile wiedział. I zaraz spokój pogodnego poranka pryska. Ile wiedział? Jakie to ma znaczenie? Skoro jakoś tam reagował na przypadki molestowania małoletnich, to znaczy że coś wiedział, prawda? Chcecie go bronić niewiedzą? A tak, to przecież Tygodnik Powszechny. Powinienem zapytać: chcecie napisać, że wszystko wiedział? Przecież nie to jest istotne co wiedział, ale co z tą wiedzą zrobił prawda? Jak zareagował...  Źle zadane pytanie sprawia, że redaktorzy tego pisma dostali się w myślowe koleiny. Wyszli już z nich? Ilu czytelników czy tylko, jak ja, oglądaczy okładki w te swoje koleiny wpuścili?

Inne miejsce, dyskusja pod którymś z artykułów z Więzi. Wojtyła zły, bo Kościół zły. Bo Kościół chroni instytucję, nie ofiary. Nie pomógł... I w tych koleinach toczy się dyskusja. Nie trzeba by zadać w tym kontekście paru pytań?

Po pierwsze czy ofiary zawsze chcą jakiejś pomocy od instytucji. Nie sądzę. Smutno śmieszne, gdy dziennikarz tropiący niby sprawę rozmawia z kobietą, która była ofiarą - tak wynika z akt -  a ona mówi, że jej to nie dotyczy, że to był ktoś inny, prawda? Albo w aktach napisano bzdury, albo kobieta nie chce występować w roli ofiary albo nie chce wracać do dawnych spraw, a dziennikarz te dawne rany zaczyna rozdrapywać.... Między tymi trzema możliwościami jeszcze parę pośrednich...  Nie chce występować w roli ofiary: to tu najważniejsze. Ludzie różnie sobie z nieprzyjemnymi sytuacjami z przeszłości radzą. Czemu trzeba im wmawiać, że mają traumę, że całe życie przez to spieprzone itd? Bo dzisiejsi psychologowie uważają, ze bez pracy z nimi nie da się?

Po drugie, Kościół nie pomagał... A skąd o tym wiadomo? Że kardynał Karol Wojtyła nie spotkał się z pokrzywdzonymi? No właśnie: czy Kościół to Karol Wojtyła? Czy Kościołem nie są tez bliscy pokrzywdzonych, rodzina, katechetka, proboszcza parafii, wielu innych, których pokrzywdzone czy pokrzywdzeni w swoim życiu poznali? Może matki uznały, że nie ma co w dzieciach nie bardzo świadomych co się stało, budzić poczucia krzywdy? Tak jak nie ma co robić wielkiego problemu z autoerotycznych zachowań dziecka, by nie zrodzić w nim poczucia, ze sięgają po zakazany owoc? Skąd wiadomo, że Kościół nie pomógł? Bo nie zatrudnił psychologa (tych samych, którzy wedle dzisiejszych standardów nie znali się na sprawie)? Bo nie wypłacił odszkodowania? Tak, zdaniem niektórych nic tak nie leczy traumy, jak odpowiednio wielkie odszkodowanie...

Po trzecie... A gdzie byli dzisiejsi oskarżyciele Kościoła twierdzący, ze Kościół nic nie robi? Gdzie byli zanim pomaganie ofiarom księży pedofilów (ale już nie ofiarom przedstawicieli innych profesji) stało się modne? Ci dziś oskarżający też są Kościołem, prawda? Gdzie byli? No rozumiem, chodzi o sprawy bardzo dawne. Ale gdzie są dziś? Co robią? I ile robią za darmo? Bo potrzebujących, nie tylko ofiar pedofilów, jest wokół nas bardzo wiele. Mnóstwo jest osób samotnych, którym rodzina może i przyniesie jedzenie, ale którzy całymi dniami nie maja obok siebie człowieka. Czy szermujący tymi oskarżeniami, że Kościół zajęty jest samym sobą,  w tego rodzaju pomoc się angażują?  Ten stawiany Kościołowi zarzut o tyle jest paskudny, że pośrednio ignoruje całą pomoc, jakiej Kościół udzielał i ciągle udziela potrzebującym. "Kościół zajęty jest swoją instytucją, nie pomocą skrzywdzonym". Czyli to wszystko, co Kościół robi, opieka nad niepełnosprawnymi, karmienie głodnych (zapraszam do mojej parafii), szkoły przedszkola, domy opieki, telefony zaufania (katowicki KTZ na przykład, gdzie pracują wolontariusze, choć specjaliści różnych dziecin), posługa kapelanów szpitalnych, więziennych i wiele innych inicjatyw, to jest troska o instytucję, tak?

Przepraszam, złość mnie bierze, gdy tego rodzaju oskarżenia czytam. Zauważę jeszcze tylko jedno: czy naprawdę jedynymi, którzy mogą człowiekowi po przeżyciu jakiejś nieprzyjemnej sytuacji wspomóc, są dobrze opłaceni psychologowie? Myślę, ze pokolenie moich rodziców miało znacznie więcej traum niż dzisiejsze. Nie? Ano oni przeżyli wojnę, partyzantkę, strach przed zbliżającym się frontem, przesiedlenia, przymusowe roboty, nieraz więzienia, okrutne przesłuchania  i wiele innych, z oglądaniem bestialstwa żołnierzy i różnych aparatczyków włącznie. I generalnie jakoś sobie z tym wszystkim radzili, prawda? Byli tacy, co nie dali rady, ale większość jednak tak. Kto im pomógł? Psychologowie, których prawie nie było? Tak, to kolejna koleina  w tym myśleniu "Kościół nie pomógł"... Bo nie widzę dobra, nie ma dokumentu, to głoszę wszem i wobec, że go nie ma.

Ha... Ileż ja w życiu nasłuchałem się o ludzkich problemach? Pomogłem? Nie wiem. Mówią, ze czasami samo wysłuchanie pomaga. Żaden pisany dokument po tym nie pozostał...

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024