Codzienność, Inspiracje, Narzekania,

Od Galilei do Jerozolimy

dodane 09:21

Ot, droga ucznia Jezusa...

Msze recytowane mają swój urok. Antyfony na wejście, inne, których w Mszy ze śpiewem nie słyszymy.. Dziś, gdy liturgia słowa w pierwszym czytaniu przedstawia dość przerażającą wizję sądu nad złem i złymi, bardzo krzepiące wydawało mi się przypomnienie, jakie usłyszałem już po Komunii: "ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata".

Jestem z wami... Pogoda dziś i ostatnio paskudna, więc może stąd więcej niż zwykle we mnie pesymizmu. Ale tak sobie myślę, że wolałbym być z Jezusem w Galilei. Tam było słońce, była radość, tam był entuzjazm, tam był pokój. Nawet gdy zdarzyła się burza na jeziorze, trwała krótko, uciszona przez tego, "przez którego wszystko się stało co się stało". Tymczasem chyba zawędrowałem już za Jezusem do Jerozolimy. Tam gdzie, choć pewnie świeci też słońce, wyczuwa się niepokój, napięcie, niechęć do Niego, gdzie rodzą się ostre spory, kluje się spisek. Wszystko skończy się uwięzieniem i kilkunastoma godzinami nie do opisania cierpienia... Potem zmartwychwstanie i już inne życie...

Cóż, taka droga ucznia Jezusa. Gdy słyszałem to wiele lat temu - że w końcu zawsze przychodzi cierpienie - nie do końca wierzyłem. Teraz widzę, że tak bywa. Pewnie tak musi być. Idąc za Jezusem trzeba nie tylko zatrzymać się na entuzjazmie i radości, ale też wziąć krzyż. Zaskakuje, że wyrasta, przeraża że taki wielki, że nie dam rady, że wędrówka z nim zdaje się nie mieć końca...

Tak to jest. Mam tylko nadzieję, że Galilea jeszcze wróci. Że będzie jezioro i przygotowujący na jego brzegu śniadanie Jezus.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024