Codzienność

Przemijanie

dodane 11:31

Czyli spacerowe myśli

Przechodzę tam właściwie prawie codziennie. To z pół kilometra od miejsca, w którym mieszkam. Obok ruchliwego targowiska. Dom, w którym  mieszkałem do  czwartego roku życia. Właściwie od wielu już lat miejsce po nim. Popękał przy wybuchu gazu (już wtedy tam nie mieszkałem, ponoć nikomu nic poważnego się nie stało) i go wyburzyli. Potem zresztą wyburzone zostały inne domy  tym ciągu. Nie tylko te lichę familoki jak ten mój, na parapecie okien których czasem przysiadali przechodnie, ale i na oko lepsze, porządniejsze i z parterem nad ulicą wyższym....

Na miejscu tego mojego domu stoi dziś... śmietnik. Patrzę i próbuję sobie wyobrazić, gdzie były te dwa pokoje z kuchnią, w których z rodzicami, dwoma siostrami i dziadkiem mieszkaliśmy. Strasznie ciasno musiało być. Tylko ja, maleńki, tego nie odczuwałem. Dla mnie to była przestrzeń całkiem spora. Pokój -"ostatni", w którym spaliśmy. Z wielki piecem ozdobionym od góry jakimś "straszydłem". Pokój rodziców. No i kuchnia.... Nie mam do tego miejsca jakiegoś sentymentu. Ot, tu mieszkaliśmy. Pamiętam, jak przed klatką schodowa próbowałem kopać piłkę. I jak zupełnie mi nie wychodziło. I jak dziwiłem się, że mama bała się, że mógłbym wyjść na ulicę... I te czerwone, okrągłe korytarzowe czy łazienkowe - nie wiem - okna w domu obok (już ich nie ma, musieli je w ciągu tych lat zamienić na normalne)...

Wbrew temu co czasem się mówi o pamięci dzieci  sporo scen z tego domu pamiętam. Wizytę ciotki, która przyniosła mi moją ulubioną potem zabawkę - plastikowy pociąg z wiernie odwzorowanymi detalami parowozu. Zdziwienie odnalezieniem pogniecionej straży pożarnej - podobno jak byłem młodszy wrzuciłem ją do gotującego się prania. I to zastanawianie się czemu byłem taki głupi. I mam wrażenie, że pamiętam, jak stawiałem pierwsze kroki. Jak pod stołem przechodziłem od nogi do nogi ta, żeby mama nie zauważyła. A ona tak się ucieszyła, jak zobaczyła, co robię...

Nie mam jednak do tego miejsca jakiegoś sentymentu. Podobnie jak do tego domu, w którym dorastałem i mieszkałem w sumie do początku lat dziewięćdziesiątych, gdy dostałem mieszkanie w największym w tel dzielnicy bloczysku. I mama z siostrą szybko się potem stamtąd wyprowadziły (dziadek i ojciec w międzyczasie zmarli). Wiele dobrych wspomnień, zabaw na podwórku z kolegami, ale... nie ma. Minęło. Kilku z tych kolegów, starszych i młodszych, już zresztą przeprowadziło się na cmentarz, widuję zaś czasem tylko jednego...

Obok mieszkania w tym wielkim bloczysku, w którym szczęśliwie przeżyłem pierwszych 20 lat w małżeństwie też przechodzę bez emocji. Jakby nie było to przez lata mój dom. A trochę się tego bałem. Wszak razem z przeprowadzką skończył się dla mnie jasny czas radości, a rozpoczęła, trwająca zresztą do dziś, krzyżowa droga... Mógłbym więc tęsknić do tego "przedtem", bo kojarzy się z radością. Ale nie, jest dobrze. Bez żadnych emocji. Było, minęło. I będzie coraz bardziej znikać z pamięci. Jak wszystko inne...

Wszystkie te miejsca, w których mieszkałem, mieszczą się w promieniu... Hm. Promieniu to chyba 300 metrów. Odległość między nimi niewielka, nie wiem, chyba ten pierwszy od drugiego może być trochę dalej, z jakieś 800 metrów... Moje miejsce na ziemi. Wcale nie piękne, nie eleganckie. Ale przywykłem. Najbardziej chyba do parafialnego kościoła. Nie zamieniłbym go na inny...

Czeka mnie w życiu chyba już tylko jedna przeprowadzka. Trochę dalej. W tej chwili to z jakieś 800 metrów do mojego domu. Na cmentarz. Którą kwaterę z tych którymi się zajmujemy sobie wybrać? Nie wiem. Niech się tym martwią już inni.

nd pn wt śr cz pt sb

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

1

Dzisiaj: 01.02.2025