Na mnie nikt się nie oburza, bo nie zauważa. Nie jestem politykiem :)

Lament podniósł się znów w naszej przestrzeni publicznej po jednej z wypowiedzi profesora Zdzisława Krasnodębskiego. O płynącym nie tylko ze wschodu, ale i zachodu zagrożeniu naszej suwerenności. Jak tak można? Jak w ogóle można coś takiego powiedzieć? - zawyli dyżurni wyjcy, stosujący krzyk zamiast argumentów. Ano chyba można. Nic złego w tym, że ma się własną opinię. Zwłaszcza jeśli potrafi się ją sensownie uargumentować. Z tą opinią akurat zresztą się zgadzam. Też widzę zagrożenie dla naszej suwerenności w tym, co robi zachód. Wyjcy nie widzą? Chyba powinni okulary założyć. Czym innym są przecież próby narzucania demokratycznej władzy w Polsce co i jak ma robić? Konkretniej: czym innym jest próba wpływania na rozwiązania dotyczące wymiaru sprawiedliwości, a przy tym blokowanie należnych środków finansowych, bo rządzą nie ci, którzy byśmy chcieli żeby rządzili? A przecież chcemy żeby ci rządzili nie dlatego, że chodzi nam o demokrację, ale o to, żeby łatwo zgodzili się na różnorakie ustępstwa. Żeby znów miarą awansu Polaka było nie to, że sam potrafi, ale że może przyjechać do Niemiec zbierać szparagi i zarobić na tym trochę "ojro", a nie pracować za złotówki. 

To nie jest czczy wymysł. To sensowny wniosek płynący z poszukania wspólnego mianownika  wielu powszechnie znanych faktów, z upartym dążeniem do tego, by zamknąć nasze kopalnie, a sprzedawać nam rosyjski gaz włącznie. No ale jak komuś wzrok poraziła nienawiść do PiSu to pewnie tego nie potrafi dostrzec...