Codzienność, Inspiracje, Narzekania, Znaki nadziei, Złośliwości,

W poprzek

dodane 22:55

Czasem miewam wrażenie, że próbujący rozwiązać pewne problemy lepiej by zrobili, gdyby wyszli z kanału w który weszli.

Przykłady? Ot, twierdzenia prezydenta Putina, że to Polska powinna przestać eskalować napięcie na granicy i postąpić z uchodźcami humanitarnie.

https://www.tvp.info/57101315/putin-oskarza-i-atakuje-polske-przestancie-eskalowac-sytuacje-na-granicy

Hm. W którą stronę ta granica jest naruszana? No i drugie pytanie: czy Białoruś nie jest dla ich krajem bezpiecznym, w którym mogliby zwrócić się o azyl? W podlinkowanym wyżej tekście pojawia się też oskarżenie wobec Ukrainy, że eskaluje napięcie. To trochę tak, jak oskarżyć ofiarę gwałtu, że krzyczy i robi niepotrzebnie zamieszanie, a powinna przecież konfliktu nie eskalować, bo się gwałciciel wkurzy i skrzywdzi ją jeszcze bardziej.

Inny przykład. Pojawiające się coraz mocniejsze głosy, ze rząd powinien coś zrobić z pandemią czyli wprowadzić jakieś większe obostrzenia. Jakby nie docierało do tych ludzi, że w dwóch województwach, w których fala się zaczęła, zaczęła już ona opadać. A że były to województwa z najmniejszym procentem zaszczepionych można domniemywać, ze i w innych niebawem ilość zakażeń zacznie spadać. Tymczasem zanim byśmy skutki tych obostrzeń odczuli, minie tydzień, dwa. Warto? Warto pogrążać kolejnych przedsiębiorców? Warto dezorganizować życie przez zamknięcie szkół? Rozumiem, że epidemia przynosi ofiary. Nie tylko zmarłych, ale i tych z komplikacjami pokowidowymi. Są też pozbawieni należytej opieki niekowidowcy. Ale są też ofiary lockdownów, prawda? Oni się nie liczą? Nie liczy się zdrowie psychiczne dzieci, którym nauka zdalna wyraźnie zaszkodziła? Zresztą... Tak, są zaszczepieni, którzy ciężko chorują i pewnie i tacy, co umierają. Ale ponoć zdecydowana większość tych ciężkich przypadków występuje u osób niezaszczepionych. Nie jestem za przymusem szczepień. Ale czy ktoś broni się szczepić? Czemu zamykać gospodarkę z powodu tych, którzy sami o swoje zdrowie nie zechcieli się zatroszczyć?

Inny przykład. Skarży się ktoś ważny, że "niektóre media katolickie" nie zainteresowały się stanowiskiem Kościoła w Polsce w sprawie migracji. Na wszelki wypadek sprawdziłem: Wiara.pl się zainteresowała. Tylko tak myślę: czy ów ktoś zauważył, że ktoś zauważył? Bo dość często dostaję oburzone maile na temat tego, o czym to  niby nie poinformowaliśmy, gdy tymczasem informacja była, tylko ten ktoś nie zauważył. Sęk w  tym, że media to nie słup ogłoszeniowy i nic nie wisi długo na pierwszych miejscach.

Wrócę do migrantów. Zaznaczam, ze patriota, w sensie jakie nadaje się temu słowu w naszym kraju, ze mnie do niczego, bom ze Śląska, z tradycjami wielokulturowości. No ale pytam: czy można w tym, co dzieje się na naszej granicy z Białorusią abstrahować od faktów i widzieć w owych usiłujących sforsować naszą granicę jedynie biednych, uciekających do lepszego życia uchodźców? Nie, nie chodzi mi o rozróżnieni między uchodźcą a migrantem. O fakt, że ci ludzie są wykorzystywani do agresji na Polskę. Można to oddzielać? Kiedy podchodzi do mnie cuchnący alkoholem żebrak widzę w nim człowieka. Nie znaczy to jednak, że jestem faktycznie w stanie mu pomóc. Zwłaszcza tym, ze dam mu pieniądze. Choć, przyznaję, czasem i w takich wypadkach dawałem licząc, że dzięki temu faktycznie coś jednak zje, a nie tylko wypije. Czy jednak mam zapomnieć komu daję? Bo im dłużej żyję, tym bardziej widzę, że prawdziwi biedni w naszym kraju to ludzie starzy i schorowani. Ci jednak najczęściej skrupulatnie płacą wszystkie rachunki, sobie odejmując od ust....Wracając do tematu: widząc człowieka mam moralny obowiązek nie widzieć tego, w jakim celu został wykorzystany? No a gdyby naszą granicę szturmowali żołnierze. Tacy z poboru, którzy wcale nie chcieli, ale muszą, bo rozkazy. Mają, żony, dzieci i tak dalej. Witać chlebem i solą? Ja wiem, ci migranci wprost nam nie zagrażają. Za to grozi nam, że zajęci problemem jakim będą ciągle nowe fale migrantów odpuścimy sobie np. kwestię agresji wobec Ukrainy. Przecież dokładnie tak samo za święty spokój płacił Zachód pod koniec lat trzydziestych ubiegłego wieku hitlerowskim Niemcom, prawda? Nie mam tego widzieć?

Przeczytałem też opinię kardynała Scoli, że "pontyfikat Franciszka jest zdrowym ciosem brzuch, którym Duch Święty chce nas obudzić". Nie wiem co na takowe dictum powiedzieć. Pan Bóg może robić z nami co chce, prawda, jesteśmy jego własnością. Ale czy człowiek ma prawo stosować taką taktykę? Walić w brzuch żeby obudzić? Wolałbym jednak być budzony w inny sposób. Nie oceniam tu papieża Franciszka. Dziwię się, że tak oceniając działanie Franciszka Kardynał wyraża się o tym z aprobatą.... Jeśli faktycznie by tak było jak pisze kardynał Scola, to należałoby chyba powiedzieć "nic dziwnego, ze od tego sposobu budzenia niektórzy zaczęli wymiotować, a byli i tacy, którzy musieli trafić do szpitala". Bo zdrowe takie budzenie na pewno nie jest. I na pewno nie pozwala zająć się czymkolwiek sensownym. Raczej rodzi pragnienie odwetu.... To niby oczywiste, prawda? Tyle razy mowa o tym, gdy chodzi o stosunek katolików do inaczej wierzących a nawet wrogów. A tu proszę: swoich to można budzić ciosem w brzuch...

Dziwię się też, kiedy słyszę opinie w stylu Kościół w Polsce ma problem z uwikłaniem w politykę. Wygłaszane przez różnych"salonowych" duchownych. Ha, nawet przyznaję im rację. Tylko z tego co widzę problem ten dotyczy nie tych, o których myślą owi duchowni. Bo z tego co sam widzę po stronie "zwolenników władzy" ów problem występuje znacznie rzadziej. Za to dość często u "zwolenników opozycji". No bo powiedzmy szczerze: jak pogodzić z nauczaniem Kościoła dążenie do wprowadzenia aborcji na życzenie? Jak pogodzić z nauczaniem Kościoła produkowanie człowieka w probówce? Albo permisywną etykę gloryfikowania seksualnej przyjemności i prześladowania tych, którzy nie chcą, by ich dzieci były poddawane takiej propagandzie?  Żeby nie było, że jestem zafiksowany na kwestiach okołołóżkowych: jak można popierać polityków, którzy tolerowali finansowe przekręty, a społeczeństwu wmawiali, że szczytem ich kariery jest praca za granicą na zmywaku? To jest zgodne z nauczaniem Kościoła? A czy zgodne z nauczaniem Kościoła jest posługiwanie się kłamstwem czy insynuacją? No tak, można powiedzieć, ze kłamią obie strony czy że kłamią wszyscy. Tylko jak często? W jakiego kalibru sprawach? Jakie padają oskarżenia, jakich używa się epitetów? no bo to nie jest po katolicku twierdzić, że jedni mogą, bo się wkurw... a drugim nigdy i pod żadnym pozorem nie wolno.

Albo ten pojawiający się nieraz zarzut: faryuzeusze! W odniesieniu do tych, którzy (rzekomo) nie są miłosierni. Hm. Nie jestem może teologiem z nie wiadomo jakimi tytułami, ale Nowy Testament dość dobrze znam. Czy tylko ja widzę, że istotą faryzeizmu nie był brak miłosierdzia, ale pokrętne tłumaczenie Bożego prawa, które pozwalało tego prawa nie przestrzegać? Ot, że przysięga na przybytek nic nie znaczy, ale przysięga na złoto przybytku zobowiązuje? Albo to prawo "korbanu" pozwalające ominąć troskę o rodziców, gdy pieniądze na ich utrzymanie przeznaczyło się na świątynię?

Coraz mniej rozumiem ludzi na tym świecie. Nie, nie tych, którzy faktycznie są wokół mnie. Tych głoszących w tym świecie różne "święte prawdy". I coraz bardziej męczy mnie to ciągłe wmawianie mi, że jestem głupi albo i podły, bo nie rozumiem, nie zgadzam się  i tak dalej. No nie, nikt tak do mnie nie mówi osobiście. Ale że poglądy mam jakie mam, trafiłem z innymi do szufladki....

Nic to. W sumie niezłe w tej szufladce towarzystwo.

nd pn wt śr cz pt sb

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 22.12.2024