Narzekania, Znaki nadziei, Złośliwości

Oj muzyko kościelna!

dodane 11:48

Wzdycham, bo... Jak nie wzdychać?

Ciekawy komentarz napisał wczoraj ks. Włodzimierze Lewandowski. O kościelnej muzyce. Można zobaczyć:

https://info.wiara.pl/doc/7148190.Dwojaka-misja-Kosciola

Ciągle myślę, że ta kwestia traktowana jest marginalnie. Jako dodatek do tego wszystkiego, co dzieje się w Kościele. I poniekąd jest to słuszne. Tyle że właśnie muzyka, śpiew w Kościele jest tym, co ma ogromny wpływ na to, jak przeżywamy Mszę. A więc i na to, czy chce się nam na nią przychodzić czy nie.

Pamiętam pewną mszę w niewielkim kościele letniskowej miejscowości. Organista.... Nie, to była tragedia. Choć lubię śpiewać wszystko rozwlekał tak, ze śpiewać z nim nie umiałem. Ani ja ani kolega. Do końca, owszem, wytrwaliśmy bez problemu. Wszak Msza to znacznie więcej niż śpiew. Zdecydowanie jednak taka muzyka w kościele mnie irytowała. A nie po to się przecież w kościele gra i śpiewa, żeby irytować, prawda?

Pamiętam msze w innym kościele. Większym i w większej letniskowej miejscowości. Tam z kolei organista był artystą. Każdą pieśń nie tyle grał, co aranżował. Siłą rzeczy nie dało się w tym śpiewie uczestniczyć, no bo skąd mieliśmy wiedzieć, gdzie grający i prowadzący śpiew przyspieszy, a gdzie zwolni? No byłem na Mszy, byłem. Ale taka gra i taki śpiew tylko mi w uczestnictwie przeszkadzają.

Bywałem też na innych mszach. Z pięknie przygotowanymi śpiewami. Z wieloma instrumentami - niekoniecznie samymi organami. Czułem się na nich, jakbym już stał w bramach nieba. Naprawdę. Nie dla muzyki chodzę na Msze, ale ta muzyka właśnie sprawiała, że czułem, iż jestem na czymś ważnym czymś pięknym...

Niestety, mam wrażenie, ze ta kwestia jest w Kościele mocno zaniedbana. I nie chodzi mi nawet o organistów. Skądinąd rozumiem nawet , że ten czy ów spieszy się w tym graniu, jakby go psami szczuli. Kiedy musi być codziennie na kilku mszach.... Ale myślę tu o problemie szerszym. O ty, jakie mamy w kościołach śpiewy, jakie pieśni śpiewamy.

Wielkie oburzenie specjalistów od muzyki kościelnej wywołuje śpiewanie "piosenek" religijnych. Choć słowa części z nich to tylko i wyłącznie cytaty z Pisma Świętego. Niestety, nawet takie owych specjalistów nie zadowalają. Proponują stare. Ze słowami nie po polsku, ale staropolsku. Niektóre z nich, owszem, są piękne. Ale niektóre...

Podobnie z nowymi. Przepraszam, ale ilekroć słyszę jakąś nową, napisaną na specjalną okazję pieśń, to mam wrażenie, że melodia jest w nich tylko po to, żeby coś było. Niekoniecznie trudna. Po prostu nie wpadająca w ucho nie mówiąc już o tym, że zupełnie nie "pod nogę". Tak podobna do wielu innych, że nawet po dziesięciokrotnym zaśpiewaniu człowiek wracając do domu nie jest w stanie jej powtórzyć. A słowa... No cóż, poezji w tym żadnej. No, może trochę rymowanek. No i płaskie, płytkie, do bólu sztampowe. Czy coś takiego może porwać? A jeśli nie, to po co śpiewać? Może lepiej pozwolić przemawiać ciszy? Bywa bardziej przejmująca od takich śpiewów...

A tyle jest dobrych naprawdę dobrych pieśni - piosenek. Choćby w oazowym Exultate deo. Znacznie lepiej odpowiadających duchowi naszych czasów. Śpiewając je człowiek, może tylko w moim wieku, nie ma wrażenią, ze trafił do skansenu pieśni dawnych... Niestety, przed takimi śpiewami opór w "oficjalnych czynnikach" wielki. Organiści grywają, ale też różnie... Jak się rytmiczną pieśń zagra bez rytmu, to też staje się nijaka...

Czepiam się? Przez wiele lat jeździłem na oazy jako animator muzyczny. Wiem ile znaczy dobry śpiew i ile można zepsuć śpiewem byle jakim. Niestety, ta grządka w kościelnym ogródku ciągle zapominana i zachwaszczona jak chyba żadna inna. Niestety...

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 24.11.2024