Narzekania,
Na ile się zgodzimy?
dodane 2021-09-14 14:49
Powolutku, w imię różnych idei, pozwalamy na odbieranie nam nie tylko naszych praw, ale też naszej ludzkiej godności.
Napisałem wczoraj na swoim Facebookowym profilu skargę na traktowanie turystów w Bieszczadzkim Parku Narodowym. Nic wielkiego, pewnie dla wielu niezauważalne: po prostu barierki na szczycie Tarnicy mocno ograniczające swobodę rozlokowania się na szczycie. Ochrona przyrody? Cóż to jest tych parę metrów kwadratowych wierzchołka wobec ogromu tych przestrzeni wokół, chronionych przez zejściem ze szlaku. Podobnie jest na Haliczu: do zagrody turysto, do zagrody, boś bydełko, które zadepcze cenną trawę. No i ścieżki. Też ogrodzone, żeby turyści na boki nie schodzili. Że trudno się czasem w ten sposób minąć? To widać bez znaczenia...
To nie jedyny taki przykład. Lata obcowania z tematem sprawiają, ze widziałem i słyszałem już wiele. Ot, zakaz wejścia na główny szczyt Smereka, choć prowadzi nań ciągle widoczna ścieżka i tak kiedyś przechodził szlak, jakby nie było wokół hektarów wolnych od ludzi połonin. Ściganie turystów, którzy by zeszli z tego szlaku przez wytrwałego ochroniarza z lornetką. Konne straże, bo koń, nawet podkuty, pod strażnikiem parku szkody trawie nie robi, w przeciwieństwie do obutego w trampki turysty....
Podobnie bywa i w innych parkach narodowych. A podskórnie widać, że to prywatne rancza parkowych włodarzy. Im wszędzie wolno. Przecież tylko sprawdzają, czy nikt nie narusza porządku, prawda? I jest jak w słowackich Bielskich Tatrach: ścieżka na stoku nie zarosła, choć po latach powinna, prawda? Dlaczego? Ano bo chadzają nimi ochroniarze...
Takie budowanie prywatnych rancz nie jest tylko domeną parków narodowych. Widzę to i poza nimi. Będąc ostatnio w "Bieszczadach lesistych" i Beskidzie Niskim (wschodnia część) widziałem dziesiątki tabliczek z napisem "Zakaz wstępu do lasu, zrywka drewna". Oczywiście ludzi, sprzętu czy odgłosu pił ani widu ani słychu. A zakaz obowiązuje. Ot, od kwietnia do końca grudnia. Albo - to sfotografowałem - od 4 stycznia do 30 grudnia. W praktyce więc zawsze. Lasy Państwowe? No pewnie. Ale nie wchodź turysto/grzybiarzu do naszej fabryki drewna!
Albo zmiana przebiegu szlaku z Duszatyna na Jeziorka Duszatyńskie. Powód ten sam: zrywka drewna, nikogo ni widu, ni słychu. Turysta zamiast wygodną drogą idzie wzdłuż strumienia góra - dół. Nie padało kilka dni, ale błoto ma się dobrze. No i najgorsze: kawałki ścieżki są dla fakirów. Wycięto na nich małe drzewka, a jakże, ale zostawiono wystające z ziemi resztki. Takie paliki. Mocnej podeszwy to nie przebije, prawda, ale jak ktoś się potknie i przewróci....
Tak, coraz częściej to co wspólne staje się prywatnym ranczem, a inni ludzie - bydłem, które trzeba wytresować, by nie wchodziło w szkodę. A przecież to ledwie wycinek tego, co dzieje się w innych dziedzinach naszego życia. Ot, w kontekście pandemii - te wieczne podchody pod zasady mające uzależnić możliwość korzystanie z praw obywatelskich od zaszczepienia. Albo w kontekście walki z terroryzmem - upokarzające kontrole na lotnisku, podczas których człowiekowi każą publicznie ujawniać zawartość torby, a spodnie trzymać w garści (po zdjęciu paska). Zmuszanie nas do wydatków na nowe piece, zakazy palenia w komiknach próby ograniczania mobilności przez różne zakazy wjazdu związane z wiekiem naszego samochodowego silnika, a teraz także zapowiedzi zakazów używania silników spalinowych w ogóle. I to w sytuacji, gdy pojemność samochodowych "baterii" jest jaka jest, a i możliwość ich sensownego ładowania nie istnieje.
Nie wiem co z tym fantem zrobić. Ja jednak na takie traktowanie mnie się nie zgadzam.