Kardynał Dziwisz był na plaży. Rozgłos jaki sprawa zyskała jest symptomatyczny.

Toczy się przeciwko niemu postępowanie w Watykanie, a on jedzie sobie na wakacje. Tak można by ująć stanowisko "oburzonych". Którzy zazwyczaj oczywiście już wiedzą: kardynał Dziwisz jest winny. Czemu winny? Co zrobił? Poza ogólnikami i oczywistymi pomówieniami w rodzaju tuszowania sprawek byłego już kardynała z Ameryki nie bardzo wiadomo, ale na pewno wszystko co najgorsze. No wiadomo, musi być winny, a to, że w takiej sytuacji wyjechał na wakacje zamiast coś robić pokazuje, że jest cynicznym graczem. 

Zastanawiam się: co właściwie kardynał Dziwisz powinien w takiej sytuacji zrobić? Co, ma słać listy, spotykać się z ważnymi ludźmi czyli wpływać na śledztwo? Ma zamknąć się w czterech ścianach i czekać miesiącami na wyrok?

Zastanawiam się co ja bym zrobił w podobnej sytuacji. Oskarżają mnie, czekam, nic nie mogę zrobić, wszystko jest już poza mną. Siedzieć w domu? Co dzień wypatrywać czy w mediach znów mnie ktoś nie oskarżył? Sam bym w takiej sytuacji gdzieś wyjechał. Żeby się od tego wszystkiego odciąć. Bo przecież co ma być to będzie, nie mam na to wpływu...

Rozgłos jaki sprawa zyskała jest symptomatyczny. Pokazuje poziom histerii oskarżycieli kardynała Dziwisza. Jak wszystkiego dobrze nie ogarniał - a przecież nie na tym polega funkcja papieskiego sekretarza, żeby być pierwszym watykańskim śledczym - to jest winny, działał z premedytacją dbając o swoje prywatne interesy. Ciekaw jestem oczywiście jakież to interesy, ale przy tym poziomie obłędu może nim być wszystko, co Kardynał posiada, nie tylko gdy chodzi o sprawy materialne.

Ważne żeby to widzieć: przychodzi nam mierzyć się z histerią, która nie widzi  jak jest absurdalna. Nie dajmy się wepchnąć w tę psychozę. Czy kardynał Dziwisz w czymś zawinił i konkretnie w czym pewnie za parę miesięcy się dowiemy. Póki co mamy tylko nie trzymające się kupy oskarżenia.