Lamenty, Narzekania

W gąszczu e-czegoś tam

dodane 11:41

Ma być niby prościej. I gdy chodzi o takie sklepy na przykład - jest. Ale różne e-urzędowe sprawy to dla mnie koszmar.

Byłem niedawno w banku. Coś tam załatwiałem. Trzeba podpisać umowę. Wypadałoby ja przeczytać, prawda? Gdybym czytał zająłbym pani urzędniczce cały dzień. Ufam, że bank mnie nie oszuka, ale...

Powiedziała, że w całej swojej zawodowej karierze - a bynajmniej jej nie rozpoczynała - tylko parę razy zdarzyło się, że ktoś takie umowy chciał czytać. Pani w banku. I zauważyła, że nawet gdyby chciał, pojawiłby się inny problem. W umowach mnóstwo odniesień a to do tego punktu takiego a takiego regulaminu, to znów do innego i tak w koło Macieju. No tak, wszystko drobnym drukiem oczywiści, bo papieru szkoda (oczu klientów nie). Gdyby chcieć to przeczytać ze zrozumieniem jeszcze, na pewno zajęłoby cały dzień. Bo urzędniczo-prawniczy slang umów i regulaminów daleki jest od zwyczajnego języka polskiego. Na dodatek prawnicy lubią nadawać słowom inne znaczenie niż mają w słowniku języka polskiego. Ale dzięki temu bank i wszystkie urzędy tudzież instytucje, firmy itd itp zabezpieczają się na wszelkie możliwe sposoby. Wiadomo, można za byle co pozwać. Tylko klient zabezpieczony nie jest.

Zakładałem niedawno profil zaufany. Potrzebny, żebym miał dostęp do konta pacjenta i paszportu kowidowego. A jakże, założyłem. Po drodze wyskoczył jakiś błąd serwera. I za skarby świata już nic nie dało się nic zrobić. Tak, dostałem maila, że mam konto, ale konta nie mam. Coś tam było, że do pewnych usług trzeba potwierdzenia konta (enigmatyczne!),a le z tych podanych jako przykład korzystać nie mam zamiaru. Generowało mi maila z linkiem do strony zmiany hasła (myślałem, że może coś tu), ale zmienić nie mogłem, bo... konta nie ma. Zirytowałem się, odłożyłem sprawę na potem. Po dwóch tygodniach spróbowałem jeszcze raz. I dostałem maila, że mam ten profil potwierdzić. Tym razem już z jasnym wytłumaczeniem co i jak. Chcąc nie chcąc podreptałem do urzędu. W całej Rudzie śląskiej - dwa. Na szczęście do jednego z nich mam spacerkiem z pół kilometra. Kolejki nie było, miła pani szybko wszystko załatwiła. Ale pójść musiałem, prawda? Mimo że zakładałem przez bank, czyli powinno się bez tego obejść.

Może niezdara jestem, coś źle kliknąłem, niech będzie. Przy okazji zauważyłem jednak, że proces tworzenia takiego profilu urąga ogólnie przyjętym zasadom bezpieczeństwa w internecie. Na stronie e-pacjenta, że mam założyć profil, na stronie profilu, że przez bank. I tak przenosi mnie ze strony do strony, otwiera nowe karty, a ja mam uważać. Jak to na co? Choćby na to, żeby sprawdzić certyfikat. Certyfikat https znaczy się. No bo wiadomo to na jaką stronę mnie przeniosło? A jak ktoś coś podmienił? Jak to gdzie: choćby w DNS mojego dostawcy internetu. Po co? A nie wiem. Ale mógłby, prawda? Tyle zachodu przy ochronie moich danych, tylko zaufane źródła mogą potwierdzić (jak bank) a tu szast prast - skaczę po stronach i mam uważać. W razie czego to ja nie zachowałem ostrożności dałem się nabrać itd itp.

Typowe, prawda? Jak z tymi umowami. Urząd zawsze może powiedzieć, ze dołożył wszelkich starań, to petent nie umiał, popełnił błąd itd itp, jego wina, jego wina, jego bardzo wielka wina. A nie  powinno to wszystko być idiotoodporne, żeby  taki niezdara jak ja niczego nie mógł zrobić tak, żeby trzeba było odkręcać wizytą w urzędzie?

Szkoda gadać. O konieczności wymyślania ciągle nowych loginów, haseł itd itp jeszczę napiszę, bo to osobny temat...

 

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

6

7

8

9

10

11

12

13

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 26.04.2024