W śniegu

dodane 00:53

Mój ojciec mawiał, że górom zimą trzeba dać odpocząć. Ja...

Kiedy pierwszy raz zimą ruszyłem w góry? Ha. Na nartach nie jeździłem, więc nie mam problemów z przypomnieniem sobie. Sądzę, że było to na którychś rekolekcjach. Oazowych. Może oaza modlitwy w Ustroniu, może tamże KODA, później w Malince ORA... Trudno powiedzieć, ze to było ruszenie w góry. Krótkie szlaki: na Równicę, Trzy Kopce Wiślańskie, na Malinów... Na ten ostatni podejście przecieraliśmy w czasie popołudniowych wypraw chyba ze dwa dni. Po uszy w stromym śniegu. W końcu, trzeciego dnia, dotarliśmy do jaskini. Bo po to się na ów Malinów ładowaliśmy :)

Pierwsza prawdziwa wędrówka to była trzecia klasa liceum. Z trzema najlepszymi wtedy i przez wiele lat później kolegami. To wtedy z nudów nauczyłem się grać w szachy. Tak, z nudów. Co było robić, gdy szybko zapadał zmrok, a miejsc w schronisku nie było i trzeba było czekać na glebę? Nauczyli mnie i mnie wciągnęło. Choć nigdy dobrze nie grałem. Ale jeszcze w pociągu miałem ochotę te szachy im wyrzucić.

Mówiłem, że już zbliżamy się do stacji. "Zagrani" koledzy nic. Pociąg wjeżdża na stację - oni "zaraz zaraz". Pół plecaków mieli do spakowania, ubrać się, a oni szachy... Ruszyli dopiero jak pociąg się zatrzymał. Ledwie zdążyliśmy wysiąść...

Z Ustronia na Błatnią, z Błatni przez Salmopol na Skrzyczne, ze Skrzycznego na Kubalonkę. A ostatniego dnia tylko zejście do Głębiec. Takie małe kółko. Latem - nic takiego. Zimą... Cała drogę od Malinowskiej Skaly na Baranią musieliśmy torować. Kilka lat później, w w innej ekipie, widząc nieprzetarty szlak, po prostu zawróciliśmy. Wtedy ambicja kazała nam się przedzierać.

Odbywałem potem zimowe wędrówki wiele razy. Najczęściej - samotnie. Bo kto to lubi zimą łazić w góry. I bywało, że przecierałem szlak. Nauczyłem się rozpoznawać po odcieniu bieli - nie zawsze oczywiście skutecznie ;) - gdzie śniegu mniej, gdzie wcześniej mogła być wydeptana ścieżka. Doświadczyłem, że jeśli śniegu jest po kostki, można chodzić. Gdy jest go do łydek - ciężej. A gdy sięga powyżej kolan... Wtedy lepiej dać sobie spokój. Można przejść jakiś krótki kawałek, ale dłuższej trasy w czymś takim przejść się nie da. Zwłaszcza gdy to nie jest puch, ale śnieg, który zapada się dopiero po chwili, gdy próbować na nim stanąć. Nawet idąc po równym ma się wrażenie, że ciągle pod górkę...

Zimą jest w górach inaczej. Trudniej? Niekoniecznie. Śnieg ma tę zaletę, że amortyzuje kroki. To przy dłuższych trasach albo takich, na których latem leżą kamienie, bywa znacznie bardziej wygodne. Pod wieloma jednak względami bywa oczywiście trudniej. Głęboki śnieg, możliwość, ze noga wpadnie pod jakieś leżące drzewo, krótszy dzień... W Tatrach jeszcze lawiny, zalodzenie... No i najczęściej odpoczynek na stojąco. Tak, można usiąść na plecaku, ale to nie zawsze wygodne...

Dla mnie samego dziś to zaskakujące, ale bywały góry, w które szedłem pierwszy raz w życiu właśnie zimą. Nie znając ich z lata. Omijałem oczywiście narciarskie ośrodki. Tam schroniska pełne, ale poza nimi... Albo gdy śniegu nie było wiele i mniejsze stacje narciarskie świeciły pustkami (armatek chyba tak powszechnie wtedy nie stosowano)...

Na wspomnienie się staruszkowi zebrało. Ano tak. Ale nie tylko o wspomnienia chodzi. Pamiętam, że po tej pierwszej zimowej wyprawie planowaliśmy, że na pewno za rok ruszymy znowu. Za rok jednak był stan wojenny. Ferie już mieliście - powiedziano nam ku zgorszeniu części nauczycieli. No bo jakie to ferie pod karabinami? Mija 39 lat, zupełnie inne czasy. I z zupełnie innego powodu ferii też nie ma... To znaczy są, ale w jednym terminie dla wszystkich, z niemożnością wyjechania. Czyli - powiedzmy to szczerze - nie ma...

Nie porównuję, nie oceniam. Takie tylko skojarzenie...

 

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 25.11.2024