Codzienność, Narzekania, Znaki nadziei
Epidemia
dodane 2020-11-07 23:31
Jestem zwykły człowiek, na medycynie znam się mniej niż przeciętny Polak, na epidemiologii jeszcze mniej. jako dość uważnie śledzący doniesienia jej dotyczące mam wrażenie, że tu nie ma specjalistów.
Dlaczego w Polsce wystrzeliły zakażenia? Jest wytłumaczenie całkiem racjonalne: poluzowanie rygorów, nieprzestrzeganie ich, otwarte szkoły, potem demonstracje itd itp. no i mamy co mamy. Inni obwiniają rząd. "Bo się nie przygotowaliśmy". Nie bardzo rozumiem logikę, którą kierują się tak twierdzący, no bo to, czy Zenek z Mokotowa się zarazi nie zależy od premiera, ale od ostrożności Zenka i łutu szczęścia. Ostrożność szczęściu pomaga, ale niczego nie determinuje. Statystycznie ostrożni mogę jednak przyczynić się do ograniczenia liczby zakażeń, wiadomo.
A wpływ pogody, jesień? Naukowcy powiedzieli, że temperatura nie ma znaczenia. Wilgotność? Mówią naukowcy, ze suche powietrze gorsze. Wpatruję się jak sroka w gnat w światowe statystyki i wydaje mi się, że coś tu nie gra. Nie tylko u nas, ale w wielu rejonach świata taką zależność widać. Latem - zakażeń nie tak dużo - wybuchają na jesieni. Dość łatwo to sprawdzić, bo mamy dwie półkule. Ziemskie znaczy się. Pomijając obszary okołorównikowe, w których czy lato czy zima jeden pies (najwyżej pada deszcz albo nie pada) to jednak taka zależność jest dostrzegalna. Tylko zbieg okoliczności, wynik podejmowanych działań, lockdownów itd? Może.
Najbardziej zdziwiło mnie jednak, że w wielu krajach Europy gwałtowny skok liczby zakażeń wystąpił około 4 października. Mniej więcej tydzień wcześniej zrobiło się w Polsce, pewnie też w większej części Europy chłodno. Znów przypadek? A może zakażeń było tyle samo, tylko wcześniej, z braku objawów ich nie wykrywaliśmy? To też możliwe: część objawów pochodzi z przeziębienia, a koronawirusa wykrywa się przy okazji. Tylko ze trochę za dużo tych przypadków. I nawet jeśli jest jak naukowcy mówią, póki co niespecjalnie to wszystko zgadza się z obserwacjami.
Jest w tych dociekaniach naukowców więcej takich rzeczy. Zmutował ten wirus i jest mniej groźny, choć łatwiej się nim teraz zarazić czy jednak nie? Widzę sprzeczne doniesienia. Ktoś to sprawdził czy wywnioskowano to z charakteru przebiegu epidemii? Remdesivir pomaga w leczeniu czy jednak nie? Osocze podobno tak: a jak z tymi przygotowanymi na ich bazie preparatami? No albo kwestia powtórnych zachorowań: zdarza się? Jak często? U tych, co przechodzili ciężko czy u bezobjawowych? A może masowo chorują dziś górnicy, którym robiono badania przesiewowe? Niejeden skarżył się, ze miał wynik dodatni zanim wymazali go do analizy...
Zdecydowanie szum informacyjny. Podobnie z zakażeniami na dworze. Pal sześć co mówi rząd. Ale eksperci też mówią, że na dworze to nie takie groźne. To po co było zamykać cmentarze? Że tłok w komunikacji? A na te demonstracje to się teleportowali? Czy ocena zagrożenia zależy od sympatii politycznych na zasadzi, jak można dokopać temu rządowi, to zagrożenie się bagatelizuje, a w innych wypadkach się je na wszelki wypadek wyolbrzymia?
Połapać się w tym nie da. Jakoś to będzie - trzeba się pocieszać. No jasne, świat nawet bez połowy z nas i tak będzie istniał, więc jakoś będzie. Niepewność, niepewność niepewność...
Trudne, ale chyba dobre. Doświadczamy, żeśmy homo viator. Byleśmy od tego zmądrzeli, a nie popadli w myślenie, że epidemia to wynik gry jakichś tajemnych sił. Bo w tym kluczu to wszystko można już wytłumaczyć tak, że wszystko staje się jeszcze bardziej niepoznawalne :)
No nic, trzeba spać... Jakoś to będzie. Przecież jeszcze nigdy nie było tak, żeby jakoś nie było...