Znaki nadziei

Nadzieja. Inna

dodane 14:42

Po dziesięciu dniach od poprzedniego wpisu sytuacja epidemiczna znacznie się pogorszyła. Także w moim mieście. No cóż...

Trudno myśleć o czymś innym, prawda? Nawet gdy się człowiek stara, przecież nie może nie pamiętać o konieczności zachowywania dystansu, noszenia maseczki, dezynfekcji rąk... A teraz dochodzi jeszcze wietrzenie pomieszczeń. E, no   W mieszkaniu to chyba większego sensu nie ma. Prócz oczywiście wietrzenia jak zwykle. W pracy... Jak się siedzi samemu, bo prawie wszyscy na pracy zdalnej, też chyba nie. Ale poza tym, pewnie jak najbardziej. Co zrobić. Z perspektywy kraju nawet zmniejszenie liczby nowych zakażeń o 1 procent to już coś. Ziarenko ostrożności do ziarenka... Może się nazbiera.

Patrząc na te wzrosty chciałbym krytykować. Społeczeństwo za lekceważenie obostrzeń, rząd za niewłaściwe decyzje czy niewłaściwe reakcje na pierwsze sygnały o tsunami. Ale oglądam często statystyki z innych krajów. Jeśli w całej Europie ilość zakażonych gwałtownie rośnie, to nie może to wynikać wyłącznie z błędów rządzących czy braku czujności społeczeństwa. Szkoły? Zapewne walnie przyczyniły się do wzrostu tej fali, a le czy społeczeństwa mają inne wyjście? Myślę, patrząc na wykresy, że spory wpływ na to miała... pogoda. Serio. W wielu krajach pierwszy wyraźny skok liczby nowych zakażeń widać tego samego dnia. Albo w jego najbliższej okolicy. 7 października. To wskazuje, że pewnie istniał jakiś wspólny czynnik tego skoku. A ja nie znając się (np. nie chce mi się sprawdzać kiedy w jakim kraju rozpoczyna się rok szkolny, przecież to nie poważny artykuł ale wpis na blogu) widzę tylko ten jeden :). Fakt, pod koniec września mocno się nam ochłodziło.

Cóż począć? Ano nie da się od tego uciec. Może i można by było zamknąć się w domu, ale... Są takie obowiązki, przed którymi nie można zdezerterować. Nie można porobić zapasów, zawinąć się w koc i udawać niedźwiedzia, który zbudzi się na wiosnę. Niestety, trzeba przez to przejść. Tak czy inaczej, ale nie ma innego wyjścia.

Dziś dowiedziałem się, ze z racji wieku już należę do grupy ryzyka (choć niedawno do niej jeszcze nie należałem ;) Niby wiem, mam swoje lata, ale pierwszy raz ktoś mi z okienka telewizora powiedział, że w tym wieku, to ja już jestem stary:) No nie dosłownie, ale na to wyszło :) Co zrobić? Czasu nie da się cofnąć. Pocieszam się myślą, że licząc statystycznie, to i tak mi wiele tego życia już nie zostało. I raczej młodość by już i tak nie wróciła :) No ile? Z piętnaście lat? Najwyżej...

Schodząc kiedyś z Gerlacha powiedziałem koledze, że pierwsze 300 lat w niebie rezerwuję na chodzenie po górach. Dobrze, że byliśy już w dolinie i nie było żadnej przepaści bo przy tym wybuchu śmiechu mógłby spaść :) Ale to chyba dobry pomysł. Nasycić się ich pięknem, choćby człowiek miał pęknąć. A potem móc przez całą wieczność chodzić kiedy tylko dusza zapragnie :) Fajnie by było. Nadzieje, że w tym życiu odwiedzę jeszcze raz miejsca, które koniecznie chciałbym jeszcze raz zobaczyć, coraz mniejsze. Niebieskie połoniny stają się coraz mniej abstrakcyjna alternatywą. Te ziemskie - połoniny, polany, piarżyska i kamienne granie - coraz dalej. A wspominanie - zapachu, odgłosów, widoku i tego uczucia bycia tam... Za bardzo boli. Jak boli utracona przyjaźń...

Boże objawienie mówi, że będziemy w niebie szczęśliwi. Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym być bez mnóstwa ludzi których spotkałem ale i bez gór, w których byłem. I tych, w których nie byłem, a których kiedyś chciałem dotknąć. Mam nadzieję, że skoro Bóg da nam nowe niebo i nową ziemię, to i świat gór tam będzie. Przecież Bóg nie może krainy wiecznego szczęścia uczynić mniej piękną od tej, która jest padołem łez. Góry być muszą. I mam nadzieję, że będą. Także te, w których przez lata czułem się zawsze jak w domu. Po co Bóg takie piękno miałby unicestwiać? Nie sądzę, by miał to robić. Tyle że da nam oprócz tego więcej. Dużo więcej. Przez wieczność...

Fajnie by było, nie? Przenocować w Batyżowieckiej, spojrzeć na Kieżmarską z Małego Kieżmarskiego, wejść na Kołowy przez Modra Turnię, pooglądać świat z perspektywy Mięguszowieckiego, a potem zejść tą wąską ścieżką nie obawiając się, że można spaść... I nie trzeba by się obawiać żadnych ochroniarzy przyrody, bo przecież w Niebieskich Parkach Narodowych nie trzeba się już będzie bać, że zniszczymy przyrodę :) A niedźwiedzie też nas nie skrzywdzą :) A potem zaprosić znajomych na Szałasiska i w noc obleczoną srebrzącymi się w blasku księżyca kroplami rosy rozpalić ognisko. I celebrować przyjaźń. I miłość bez końca. Dziękując za wszystko dobrem Bogu. Kto wie, może sam Jezus chętnie by się do nas przysiadł? Wszak kochał przyjaźń i piękno nocy w okolicach Jeziora Galilejskiego....

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024