Narzekania, Złośliwości,
Formuły i improwizacje
dodane 2020-08-26 10:50
Ja ciebie chrzczę, nie my ciebie chrzcimy. Czy to istotne dla zaistnienia sakramentu?
Nie wiem. Ale tak się zastanawiam: gdyby użyć formuły "ja ciebie chrzczę w imię Boga" byłby to chrzest? A gdyby nie użyć wody, tylko np. bardziej szlachetnego oleju byłby to chrzest? A gdyby podczas Mszy kapłan zamiast ściśle trzymać się tekstu przeistoczenia zaimprowizował własną przemowę, byłaby to ważna msza?
Może się wydawać, ze drobna zmiana z "ja" na "my" nie powinna mieć znaczenia. Ale teksty liturgiczne, zwłaszcza formuły sakramentalne, po to są, żeby się ich trzymać. I żeby wierni nie byli zdani w tym względzie na osąd nie zawsze mądrego kapłana, któremu wydaje się, że co nie powie, będzie mądre i piękne. Jeśli nie będziemy trzymać się formuł, msza szybko może przestać być mszą. Ostatecznie czemu zamiast Ewangelii nie przeczytać Małego Księcia? Albo nie twierdzić, ze krew Jezusa wylana została za wszystkich, a nie za wielu, a więc niezależnie od tego jak żyję i tak zostanę zbawiony? Czemu trzymać się przyjmowania podczas Eucharystii pszennego chleba, a nie na przykład sojowego placka?
Myślę, ze świeccy mogą tego nie rozumieć. Kapłani, kształceni w teologii i sprawowaniu sakramentów, rozumieć powinni na pewno. Źródło niezrozumienia tkwi chyba w tym nieznośnym dla mnie przekonaniu niektórych kapłanów, że są właścicielami Kościoła i mogą kształtować liturgię jak chcą. A to nie tak: są szafarzami. Są sługami. Mają robić to, co robi Kościół. Do tego zostali wyświęceni. A wierni mają prawo do tego, by otrzymywać od nich posługę zgodną z tym, co jest w księgach liturgicznych, a nie wedle tego, co się któremu zwidzi. Jak się nie podoba - to do mamusi (jak mawiał ojciec duchowny jednego z seminariów).