Narzekania, Znaki nadziei
Powyborczo
dodane 2020-06-29 22:32
Pierwsza tura wyborów prezydenckich za nami. Niestety, znów usłyszałem to, co tak bardzo nie podobało mi się pięć lat temu.
Kto łączy? Kto dzieli? Wybory mają to do siebie, że raczej zawsze dzielą. Ktoś wygrywa, ktoś musi przegrać. Nie ma innego wyjścia. Do drugiej tury staną przedstawiciele dwóch, dość różnych wizji przyszłości Polski. Nie ma co ukrywać, wolałbym żeby wygrał urzędujący prezydent. Zdaję sobie jednak sprawę, że wizja Polski przez niego reprezentowana odchodzić będzie do historii. Tak jak ja do historii odchodzę :) Młodsi już widzą świat inaczej. Trudno. Takie życie. U drugiego z kandydatów niepokoi mnie wiele. Ale najbardziej to, co usłyszałem tuż po ogłoszeniu pierwszych, sondażowych wyników. Prawie kalka tego, co pięć lat temu mówił prezydent Komorowski.
Nie powtórzę jak to brzmiało. Chodzi o przesłanie. Wezwanie do jedności z jednoczesnym wykluczeniem. Wezwanie do jedności swoich zwolenników, którzy jakoby reprezentują Polskę. 43 procent tych, którzy zagłosowali inaczej, nie wiadomo kogo reprezentuje. Widać jak na dłoni, jak będzie wyglądała Polska Rafała Trzaskowskiego w razie jego zwycięstwa: Polska to my, a wy... kto wy właściwie jesteście?
Przed pięciu laty to był główny powód, dla którego znielubiłem prezydenta Komorowskiego. Nie podobało mi się, gdy podobnie sprawiał sprawę: my Polacy, jesteśmy razem, a nasi przeciwnicy to właściwie ni wiadomo kto; czy zasługują na nazywanie ich obywatelami. I obawiam się, że takie jest po prostu myślenie ludzi Platformy: jeśli nie są u władzy, to jest to jakieś tragiczne nieporozumienie i w zasadzie dyktatura. Wiem, że tak można interpretować wypowiedzi różnych polityków. Jednak z kandydatów na prezydenta tylko ten tak sprawę przedstawił. Inni, wygrany czy przegrani, jednak umieli to zrobić delikatniej.
Czy nie tak samo było w drugiej kadencji ośmioletnich rządów Platformy? Gadamym, dyskutujmy, spieramy się, a nagle wprowadzana jest propozycja konsultowana z wąskim gronem lobbystów. Tak było np. ze sprawą in vitro... Tak będzie w wielu sprawach, gdy rządy przejmą ludzie tego pokroju: my wiemy lepiej co do Polski dobre, a wy, wy.. kim wy właściwie jesteście? Tylko wstyd Polsce w Europie przynosicie...
Jeśli nie w tych wyborach, to w którychś kolejnych ta opcja pewnie wygra. Ja, z moimi poglądami znów stanę się nikim; obiektem muzealnym, który należałoby odstawić do skansenu i pokazywać postępowym Westmenom: proszę do niedawna żyli w Polsce jeszcze tacy ciemniacy. Już słyszę te pomrukiwania postępowych panów i popiskiwanie równie równie awangardowych pań: "Ach ach, ale ciemnota, ale zacofanie, jak można w XXI wieku; ale wiadomo, ma brzydką gębę, czego można się po takim spodziewać.
Zabrzmi patetycznie, ale tak jest: nie bałem się tego przed laty, nie boję się i teraz. Żadna moda, żadne prawo, nie zmieni mojego przekonania, że Boże prawo to najmądrzejsze i najlepsze prawo, jakie można sobie wyobrazić. I nikt nie zmusi mnie do tego, bym to przekonanie porzucił dla bycia nowoczesnym. No, chyba że dopadnie mnie demencja.. Wtedy różnie to ze mną być może. Ale to już nie będę ja, ale moja choroba, moja starość...
Nie boję się. Choć, przyznam, wolałbym inne scenariusze. Ale skoro Bóg dał ludziom wolność, to i ja muszę się zgodzić, że nie będzie, jakbym ja chciał...