Ewangelizacja
dodane 2020-06-22 22:01
Przyznaję: nigdy nie przepadałem za tym słowem. No, chyba że miało być określeniem technicznym jakiegoś etapu życia chrześcijańskiego czy typu rekolekcji. Ostatnio jego używanie zaczyna mnie już irytować.
Powodów mojej niechęci do tego słowa jest więcej. Pierwszym jest to, że od dobrych paru lat ewangelizacją zaczyna się już nazywać praktycznie każdą działalność Kościoła. Zniknęła gdzieś preewangelizacja, zniknęła mistagogia, ba, znika nawet zwyczajna, poczciwa katecheza. Wszystko staje się ewangelizacją. I to nawet działania, które z prawdziwą ewangelizacją mają niewiele wspólnego: transmisja Mszy, różaniec w kościele, koronka na ulicach, dyskusje o polityce... Obawiam się, że niedługo także remont domu parafialnego. Czy naprawdę uważamy, że to są działania ewangelizacyjne i że tym przyciągniemy kogoś do Chrystusa? No to nie dziwię się, że marnie to wychodzi.
Po drugie - a wynikające może z pierwszego - mam wrażenie, że Kościół dziś już nic innego nie chce robić, tylko ewangelizować. Przyznam, że kiedy ktoś próbuje z taką oferta przychodzi do mnie - bardzo rzadko, ale jednak się zdarzało - mam ochotę puknąć się w czoło. Stary już jestem. Chrystusa jako swojego Zbawiciela i Pana świadomie przyjąłem dobrych czterdzieści lat temu. Wmawianie mi, ze potrzebuję ewangelizacji, bo każdy jej potrzebuje, traktuję jako przejaw kompletnego zagubienia w rzeczywistości. Nie potrzebuję. Wiem kim jest Chrystus. Wiem, jaką daje nam obietnicę. Potrzebuję raczej umocnienia na drodze wiary. Nie zakładania podstaw...
Po trzecie... Przy takim podejściu do sprawy ewangelizacji mam wrażenie, że jest ona tak naprawdę indoktrynacją. A nie byłoby nic gorszego, niż doprowadzenie kogoś do Jezusa traktować w kategoriach manipulowania człowiekiem.
A po czwarte. I chyba w tym problemie najbardziej podstawowe.... Uznano parę lat temu, że tłumaczenie "Pocieszyciel" nie oddaje dobrze greckiego słowa Paraklet. I zostawiono jak jest. Mamy teraz po grecku. I tyle z tego rozumiemy. Zamiast tłumaczyć słowo, co do którego już mamy jakąć intuicję, tłumaczymy słowo, o którym nie wiemy nic.
Podobnie z ta Ewangelią, a zwłaszcza ewangelizacją. Nie może być "głoszenie dobrej nowiny"? Musi byc jakieś słowo, które nie obeznanym z kościelnymi naukami z niczym się nie kojarzy? Toż to pierwszy kłopot, że musimy tłumaczyć, co właściwie chcemy dobić. A tak wiadomo: mamy dla ciebie świetną wieść.
Ja wiem, co pisał papież Benedykt. Że "dobra nowina" nie oddaje dobrze greckiego zwrotu. Ale dla działań ewangelizacyjnych byłoby to zbawienne. Po pierwsze - jak wspomniałem - ewangelizowani wiedzieliby, co się z nimi robi. A po drugie nikt transmisji różańca ani zakładaniem szkoły katolickiej nie nazywałby głoszeniem dobrej nowiny. Bo to w pierwszym przypadku jest transmisja modlitwy, nie żadne głoszenie. Jeśli to kogoś nawróci, to Bogu niech będą dzięki, ale nikomu Dobrej Nowiny tym nie głosimy. Modlimy się. To jednak jest różnica. A w drugim...
Nie neguję, że katolickiej szkole można ewangelizować. Ba, w zwyczajnej też. Ale zdecydowana większość działań, które się tam podejmuje, ma jednak charakter albo katechezy - czyli prowadzenia w założeniu już znających Dobrą Nowinę - albo preewangelizacyjny, czyli przygotowujące do opowiedzenie o Bogu, który chce naszego dobra. Robienie z wszystkiego ewangelizacji prowadzi do tego, ze słowo przestaje znaczyć, co znaczyć powinno...
Lubię Ewangelię Marka. Niedawno napisałem zresztą krótką recenzję do jej nowego komentarza. O tu:
https://biblia.wiara.pl/doc/6366974.Ewangelia-Marka-Kolejny-tom-Katolickiego-komentarza-do-Pisma
Ta ewangelia ma dwie części. Pierwsza pokazuje kim jest Jezus i czym Jego królestwo. Czyli co Jezus może mi dać. Jednak druga, to wskazanie drogi ucznia Jezusa. Trudnej drogi. Nie wolno tylko ewangelizować. Trzeba też pokazywać, co to znaczy być uczniem Jezusa. Bo inaczej wszystko się trywializuje. I sprowadza do uniesionych w gorę rąk na modlitwie, machania modlitewnymi chorągwiami i krzyczenia "chwała Panu" albo "Jezus jest Panem". Tymczasem on powiedział: nie każdy, kto mi mówi "Panie", "Panie" wejdzie do królestwa...