Złośliwości

Eskalacja nieodpowiedzialności

dodane 17:16

Podobno coraz więcej ludzi wpada pod samochód, bo przechodząc przez drogę patrzy w smartfona. Czy proponowane świetlne paski przed przejściami dla pieszych na dłuższa metę coś zmienią?

Nie wydaje mi się, by dobrym sposobem na ludzkie nieodpowiedzialne zachowanie było przypominanie im, że powinni zachowywać się odpowiedzialnie. Można oczywiście, przed niektórymi przejściami umieścić takie świecące paski, które będą ostrzegały zapatrzonych w smartfona. Tyle że potem będzie tak: wszedł na jezdnię, bo nie było świecącego paska. Służby zawiniły! Dlaczego nie było paska!?

Znam takie przejście dla pieszych, przed którym jest dziś ograniczenie do 40. Pojawiło się po tym, jak młoda kobieta wpadła obok pod tramwaj. Miała słuchawki na uszach, nie rozejrzała się, tylko oceniła na słuch, że nic nie jedzie. Zaznaczam: wpadła pod tramwaj, nie samochód. Ale przy okazji kierowcom ograniczono do 40. Miejsc, w których wprowadzono ograniczenia prędkości, bo są wypadki (czytaj: bo zdarzył się jeden czy drugi nieszczęśliwy wypadek) jest bez liku. Nieważne kto był winny, nieważne, że dla chcącego jechać 100 na godzinę obojętnie, czy na znaku jest 70 czy 40. Zdarzył się wypadek, więc coś zróbmy. Więc żeby nie był gadania - ograniczmy do 40.

Błędne koło. Próbując uważać za innych, tworząc warunki, w których - teoretycznie - nie muszą uważać, nie sprawimy, że staną się bezpieczniejsi. Raczej poziom ich zaufania do tego, że się nic nie może stać jeszcze bardziej wzrośnie. I wzrośnie przez to też poziom ich nieuwagi. Najbardziej ruchliwą ulicę zaczną traktować jak "tatowe pole". Trzeba zdać się na ludzką odpowiedzialność. Że będą ofiary? Wprowadzanie takich wątpliwych "zabezpieczeń" sytuacji na dłuższą metę nie zmieni. Nic nie zastąpi ludzkiego myślenia i ludzkiej uważności. Zwłaszcza że czasem takie robienie jednym dobrze powoduje wielkie problemy dla drugich. I niekoniecznie zechcą się do ograniczeń stosować. Wtedy zaczyna się wymuszanie. Ot, "leżący policjanci", zwężenia dróg do jednego pasa, żeby trzeba się wymijać... Obłęd...

Albo taki obowiązek jazdy w jasny dzień na światłach. Coś zmienia? Tylko to, ze jeśli ktoś zapomni je włączyć, naprawdę staje się dla innych niewidoczny, bo przecież wszyscy mają światła. Samochód przecież od świateł większy, trudno nie zauważyć. A że świtała kłują po oczach? Ano... I proszę sobie pomyśleć, ile razy jadąc w jasny dzień jestem kłuty po oczach. Po co, skoro samochód widzę?

Podobnie zresztą bywa z ograniczeniami prędkości. Są na zapas. Żeby nic nie mogą się wydarzyć. Jest ograniczenie do 70? Znaczy mogę spokojnie jechać 80, a nawet 100. Bo drogowcy przecież zawsze przesadzają. Chcą uważać za mnie, ale ja przecież jestem dobrym kierowcą. Jechałem kiedyś przez francuskie Alpy. Na pętelkach, które brałem 40 było ograniczenie do 70. Wierzę, ze tubylcy mogli tam z taką prędkością jechać, ale ja na pewno nie. I to było dobre. Bo uczyło mnie uważania, a nie ślepego zaufania do znaków. Nic nie zastąpi ludzkiego rozsądku. I nigdy nie należy stawiać sprawy tak, że można przestać go używać, bo infrastruktura jest taka, że nic się nie stanie.

Niestety, decydenci tego nie chcą rozumieć. Pewnie czasem też dlatego, że przy produkcji takich nowych zabezpieczeń czy nowych znaków daje się zatrudnienie firmie szwagra...










 

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024