Codzienność
Oszczędność się nie opłaca
dodane 2017-11-14 18:18
Jedzmy, pijmy, używajmy. Nie to że jutro pomrzemy, choć i tak być może. Jutro Pani Inflacja skonsumuje część twoich oszczędności w banku. A państwo z marnych odsetek i tak swoją Belkową dolę weźmie.
Nie pamiętam inflacji powojennych. Tej po pierwszej i po drugiej wojnie. Choć mam po tym czasie parę pamiątek w postaci mających tylko wartość kolekcjonerską banknotów. Za to pamiętam tę z czasów końca komunizmu i początków transformacji. Pamiętam jak moja miesięczna wypłata sprzed paru lat, odłożona w oszczędnościowym bonie ma czarną godzinę, okazała się warta jednego dolara. Bo zielony osiągnął wartość zielonego - za jeden jeden dolar trzeba było zapłacić także zielonym banknotem opiewającym na 5000 złotych. Pamiętam jak przed Bożym Narodzeniem wracałem z Lublina pociągiem za 2 000 złotych, a już po nowym roku za bilet musiałem 10 000. Cóż, cena transformacji. Pamiętam, już później, perypetie z zakupem pierwszego samochodu: co udało się nam zebrać kwotę potrzebną na wymarzonego malucha, jego cena szybowała w górę. Od tamtej pory oprocentowanie złożonych w baku oszczędności poniżej poziomu inflacji uważam za kwintesencję nieprawości systemu. A różnice między jednym a drugim za probierz uczciwości.
Minęły dwie dekady. Zamiast inflacji mieliśmy podobno deflację. Podobno, no bo jeśli w koszyku produktów, których cenę się bada był np kombajn zbożowy, to spadek jego ceny znacząco wpływał na wyznaczony poziom inflacji, choć dla większości z nas nie ma to żadnego znaczenia. Nie wiem, takie opłaty za mieszkanie czy wodę cały czas rosły, ale OK, wierzyłem, że jest jak mówią i ze zrozumieniem przyjmowałem spadające oprocentowanie moich niewielkich oszczędności. Teraz jednak od pewnego czasu inflacja jednak jest, i to ponad dwuprocentowa. W bankach zaś po staremu.
Jasne, cześć banków kusi oprocentowaniem lokat ciut powyżej poziomu inflacji. Co przy podatku Belki i tak może okazać się iluzją. No ale dotyczy to nowych środków. Taki robak na haczyku, żeby zmienić bank. Dla starych środków ma szans. Moje oszczędności warte są więc coraz mniej. A państwo, zamiast mnie bronić przed zbójami - wszak na to płacę podatki - tak naprawdę mnie okrada. I opowiada, jak to mam się lepiej, bo poprawia się nasza - czyli moja niby też - sytuacja gospodarcza.
Pozostaje się tylko cieszyć, że oszczędności małe, to i straty niewielkie. Odpowiedzialnym za taki stan rzeczy wypada jednak pogratulować. Źródeł inspiracji do odpowiedzi na pytanie jak sprawić, by "Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej".