Inspiracje, Codzienność, Złośliwości
Wystarczą mi ochłapy
dodane 2016-09-30 12:39
Byle były dobre i było ich odpowiednio dużo ;)
Wokół sami złodzieje. Czy tylko ja mam takie wrażenie? Gdzie nie spojrzę, tam jakieś nadużycia i przekręty. Tu "banksterzy", tam remontują po raz enty ten sam odcinek "mojej" autostrady, tam słucham o procentach wziętych za głupi pomysł, o wyłudzeniach VAT czy funduszy unijnych albo i pieniądzach za gaszenie... starych popiołów. No proszę, a ja się dziwię, czemu tylu ludzi stać na ekstrawagancję jeżdżenia drogimi samochodami.
Wkurzające, prawda?
Był czas, że też się tym wkurzałem. Jakbym mnie samego okradali. Ale tak sobie pomyślałem... Czym się wkurzać? Przecież nie mam się źle. Może to kwestia moich stosunkowo małych potrzeb, ale chyba niczego mi nie brakuje. Niepotrzebny mi pałac ze złotymi klamkami, 50 metrowe mieszkanie wystarczy. Niepotrzebna mi wypasiona fura, bo to co mam też jeździ i tam gdzie mam dojechać dojeżdżam. Komputer? Mój ma już parę lat, ale działa. Zwłaszcza że nie zdecydowałem się na przesiadkę z 7 na 10. Podobnie z tabletem. Drogi zegarek? Nie nosze zegarków, więc mi niepotrzebny. Zresztą te, które można kupić za 50 złotych też są bardzo eleganckie. A w góry, te nasze, to mnie jeszcze stać, żeby sobie pojechać. Nie są zresztą daleko.
Wielcy tego świata może i mają tyle, że ja miałbym kłopoty z policzeniem zer w liczbie określającej ich majątek, ale co z tego? Szczęśliwsi od tego na pewno nie są. Ba, pewnie muszą drżeć o to, czy nie przyjdzie jakaś zawierucha, które im ich majątek odbierze. I pewnie są w tym swoim bogactwie strasznie samotni. A że mają często, jak banksterzy, kosztem reszty społeczeństwa i społeczeństw? No cóż, niech mają. Bylem ja i moi bliscy nie musieli się martwić, jak nie umrzeć z głodu. Żyję w takim społeczeństwie, że te ochłapy, które spadają nam ze stołu możnych wystarczają na całkiem przyzwoitą egzystencję Gorzej mają się ci, którym nie spadają. Nędza, taka prawdziwa nędza, na pewno jest bardzo trudna...
Tak się więc pocieszam, dziękując Bogu, że mogę prowadzić spokojne życie. Jasne, czasem mnie na wieść o kolejnych szwindlach ukłuje. Ale szybko mija. Nie ma co zazdrościć, że inni mają znacznie więcej. Zwłaszcza jeśli nakradli. Spokojne sumienie, przynajmniej w tej kwestii, to też wielka wartość...
Taaa.... Kanapowy ze mnie człowiek, prawda? Nie chcę już zmieniać świata, lubię ciepełko...
Sęk w tym, że nie jestem w stanie go zmienić. I już o tym wiem. Bo próbowałem. I ciągle próbuję. I bardzo, bardzo niewiele z tego wychodzi. Moje żołądkowanie się niczego nie zmieni. Tylko mi zdrowia napsuje. Nie warto. Trzeba spokojnie robić swoje. Ot, posiedzieć choćby czasem przy matce-staruszce, cierpliwie publikować te niekoniecznie swoje teksty, coś sensownego napisać, po cyklu o Konstytucji królestwa zaangażować się w nowy.. Pomysły już są. Ale reformować świat? Nie dam rady. A bluzganiem, że świat zły i niedobry niczego nie zmienię...
Kanapowy człowiek, kanapowy chrześcijanin.... Może to i prawda. W każdym razie nie mam zamiaru przyłączać się do chóru tych, którzy zalecając innym wstanie z kanapy sami uważając się za awangardę chrześcijańskiej aktywności.