Złośliwości
Nic się nie stało?
dodane 2016-07-04 19:19
Jeśli światłem ciała jest ślepe oko....
Zawsze uważałem, że słowo Boże niesie przede wszystkim dobrą nowinę. O zbawieniu, o wyzwoleniu. Z niewoli śmierci. Jeśli nasze życie zmienia się, ale się nie kończy... To życie ma sens....
Szedłem dziś ulicą. Spotykałem wielu ludzi. Bardzo wieku młodych. Zastanawiałem się, kim są. To znaczy czy wiedzą skąd przychodzą i dokąd zmierzają. Oczywiście nie wiem czy to wiedzą. Podejrzewam jednak, ze wielu z nich Bóg do niczego nie jest potrzebny. A jeśli nie jest... To kim są? Jaką mają hierarchię wartości? Czego w życiu szukają? Co jest motorem napędowym ich działania? Czy udaje im się z tą ich hierarchią wartości całkiem wygodnie żyć? A może czasem zagubieni płaczą wieczorami do poduszki? Nie wiem....
Wyglądali na całkiem zadowolonych z życia. Roześmiałem się. Kiedyś myślałem, że uda się nam przywrócić ludziom światło gwiazd. Tak śpiewaliśmy w piosence. Dziś wiem nie tylko to, że się nie udało. Bo myślę, że owa bezbożność (bez pejoratywnego zabarwienia tego słowa) jeszcze bardziej się pogłębiły. Ale co istotniejsze, wielu ludzi wcale tego światła nie szuka. Ba, całkiem dobrze im bez niego; bez wiedzy skąd przychodzą i dokąd zmierzają. Bóg nie jest im potrzebny, a wieczność... Cóż.... Strasznie jest odległa. Tkwią w ciemności i nawet tego nie wiedzą...
Mam tylko nadzieję, że większość z nich, nawet jeśli jakoś specjalnie wierząca nie jest, jakoś tam z wiarą się spotkała. Choćby tylko w dzieciństwie, choćby na katechezie. I że gdy przyjdzie czas, będą mieli do czego wrócić. Wyznanie Bogu, że jest całym ich życiem nie będzie dla nich absurdem....
Tak, słowo Boże niesie wielką nadzieję. I mam nadzieje, że kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, rozproszy ciemności, które człowiek wokół siebie odkryje....
Zawsze uważałem - powtórzę się - że słowo Boże niesie przede wszystkim dobrą nowinę. Ale od jakiegoś czasu dostrzegam, że jest też swoistym biczem. Tylko nie na tych, o których pisałem wyżej. Nie na niewierzących czy tych, którzy w praktyce Bogiem się nie przejmują. Słowo Boże jest biczem..... No, może lepiej napisać, że obosiecznym mieczem na tych, którzy uważają się za wierzących. To ich rozcina, pokazując cała o nich prawdę. Czasem bardzo nieciekawą.
Najbardziej jaskrawy przykład w ostatnich czasach? Stosunek do emigrantów. Aż abp Gądecki musiał powiedzieć, że nawet gdyby 60-80 proc. Polaków było przeciw ich przyjmowaniu, to Kościół nie może milczeć na temat tego, czego chciał Chrystus: "Drugi człowiek to objawienie Chrystusa w doczesności, probierz dla naszego chrześcijaństwa”. Zdumiewające, jak wielu chrześcijan całkiem dobrze się czuje sprzeciwiając się takiemu stawianiu sprawy. Jak to, przecież oni dbają o swoich; istnieje porządek miłości, który o nich każe najpierw dbać. A że ten porządek każe też wziąć pod uwagę faktyczne potrzeby, to lepiej już tego nie usłyszeć...
To oczywiście nie jedyna sprawa, w której tzw porządnym katolikom (do których sam się zaliczam) coś się rzuciło na oczy, uszy i serca i przestali widzieć, słyszeć i czuć po chrześcijańsku. Ot, kwestia posługiwania się prawdą, którą dla ważnych spraw można lekko naciągnąć. Albo kwestia posługiwania się ostrym, krzywdzącym językiem. Albo to nieznośne przekonanie niektórych chrześcijan, że jeśli Bóg nie każe ich za uciskanie bliźnich, to widocznie Jego wolą jest, by tych bliźnich dalej uciskali, że ich przewaga jest wyrazem woli Bożej czy wręcz danym im przez Boga charyzmatem....
Wydaje im się, że chodzą w świetle, tymczasem tkwią w ciemności, w ogóle ich ta niewierność Ewangelii nie uwiera. Sumienią mają czyste. Tylko te oczy zupełnie niewidzące...