Narzekania, Złośliwości
Rzecz o gwałcie
dodane 2016-05-30 13:54
Bieg Rzeźnika... Głośno o nim było. Z powodu kłopotów z organizacją. Odbył się. I..?
Lubię góry. Bez żadnego "ale". Lubię.... No OK, nie jestem tego w stanie ując słowami. Lubię tę przestrzeń, swój wysiłek (z wiekiem coraz większy), prostotę otaczającej mnie przyrody... Lubię ciszę, lubię spotykanych ludzi. Nie przeszkadzają mi. Przynajmniej nie w tym stopniu, żebym miał narzekać na ich ilość. Nawet na drodze z Palenicy do MOKa czy w Kościeliskiej. Góry są piękne, wielu chce tego piękna zaczerpnąć. Takie samo prawo moje jak i ich. Niezależnie od tego, czy są starymi górskimi repami czy żółtodziobami. Rozumiem to ich pragnienie...
Jest jednak małe "ale". Nie lubię organizowania na górskich szlakach zawodów sportowych. Zwłaszcza kiedy rozgrywane są nie na jakichś bocznych, mało uczęszczanych szczytach, ale w tych rejonach najbardziej atrakcyjnych. Dlaczego?
Złośliwi pewnie powiedzą, że to z zazdrości. Że ledwo po tych górach łażę, więc przebiegający obok mnie rączym krokiem jelenia przypominają mi, jak w słabej formie jestem. Albo że przeszkadza mi świadomość, że coś, co mnie zajmowało trzy dni ktoś robi w osiem godzin. Zaręczam jednak, że to nie to. Zresztą nigdy nie przeszkadzali mi i nie przeszkadzają ci, którzy chodzą szybciej ode mnie. I nawet ci, którzy biegną czy przejeżdżają obok mnie na rowerze. Nie, dopóki jest to ich indywidualne mierzenie się z górami. Przeszkadza mi zamienianie sanktuarium gór w sportowe boisko. Ot co.
Dla mnie to trochę jak świętokradztwo. Jak profanacja. A biegających w zawodach po górskich szlakach postrzegam jakoś na kształt gwałcicieli. Bo liczy się nie to obcowanie z pięknem, z naturą, a rywalizacja. Z sobą, a jeśli są lepsi, z innymi. To piękno jest tylko tłem dla ich wyczynu. A przy okazji tym, którzy przyjechali - nieraz z daleka - na spotkanie z pięknem, pozostaje rola kibiców w zawodach sportowych. Nie, stanowczo takie postawienie sprawy mi się nie podoba.