Codzienność, Inspiracje, Złośliwości, Znaki nadziei
Rozmyślania z Bolkiem w szafie
dodane 2016-02-20 18:33
Ta dyskusja wielu rozpala. Był Wałęsa agentem czy nie? Przekreśla to jego późniejsze zasługi czy nie?
Ja tam nie wiem. Z jednej strony pamiętam, że było już parę takich "pewnych" doniesień, które okazywały się przekazem "Radia Erewań". Wolę się więc z wypowiadaniem sądów wstrzymać. Z drugiej, pamiętam prośbę papieża Benedykta, żeby patrzyć nie tylko na sprawy wstydliwe, ale i te przynoszące chwałę. Dlatego z pewną goryczą zauważam, że tak wielu, także wierzących, z taką satysfakcją pisze o Wałęsie jako agencie...
Cała ta afera spowodowała jednak, że znów zastanawiam się nad problemem przebaczenia. Zwłaszcza dziś, gdy w Ewangelii usłyszałem wezwanie, by naśladować dobrego dla dobrych i złych Boga i kochać nawet nieprzyjaciół. Otóż często słyszę, także z ust pobożnych katolików, że do przebaczenia potrzebna jest skrucha. Że trzeba, jak syn marnotrawny, wyznać winę... Że przebaczenie dane bez skruchy jest demoralizowaniem....
Jakoś tak się w moim życiu układało, że rzadko za słowami modlitwy "odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" stał jakiś konkret. To znaczy ci konkretni moi winowajcy. Bo trudno mi powiedzieć, bym po okresie przepychanek z dzieciństwa czuł się często przez kogoś naprawdę skrzywdzony. Ot, drobiazgi, o których człowiek najczęściej szybko zapominał. Ale owszem, zdarzyły się sprawy poważniejsze. Co istotne, ich autorami były czasem osoby, które - o ile wiem - są zwolennikami tezy o przebaczeniu dopiero po publicznie wyrażonej skrusze. I co?
Owszem, padło słowo "przepraszam". Czyli była świadomość winy. Ale to "przepraszam" padło tak, by nikt nie usłyszał. No i co najistotniejsze, żaden z nich nie próbował palcem kiwnąć, aby to zło naprawić. Mimo iż była taka możliwość. Czy w takim razie była prawdziwa skrucha? Czy już powinienem wybaczyć?
Szczerze? Mam to gdzieś. Choć sprawy do dziś odbijają mi się czkawką wybaczyłem na długo zanim to "przepraszam" usłyszałem. Przebaczyłem, nie szukam sposobów odegrania się, dobrze im życzę, choć wymazać z pamięci nie potrafię. Gdybym karmił swoje serce żalem w oczekiwaniu na szczerą skruchę już dawno zalałbym siebie i swoje otoczenie żółcią. W końcu zresztą coś muszą znaczyć słowa "odpuść, jako i my odpuszczamy", prawda?
Wydaje mi się, że bez przebaczania nawet wtedy, gdy skruchy nie widać, świat już dawno pogrążyłby się w nienawiści. Czasem trochę martwię się, że przez łatwe odpuszczenie sprawy - jak to mówią ci od przebaczania tylko po wyrażeniu skruchy - przyczyniłem się do demoralizacji jednego z tych sprawców. Może i tak. Ale Jezus bardzo wyraźnie mówił, że mam nadstawiać drugi policzek i że mam modlić się za nieprzyjaciół. Ba, nawet zagroził mi, że jeśli ie przebaczę, to Bóg mnie też nie przebaczy. Kimże ja jestem, żeby Jezusa poprawiać?