Codzienność, Złośliwości
Liczy się dobro dzieci?
dodane 2016-02-09 19:30
Rząd zaczyna się wycofywać z pomysłu likwidacji gimnazjów. Rozumiem. Naciski są silne. I nie mam pretensji. Te kieruję raczej doi tych, dla których ważniejsze niż dobro dzieci są jakieś interesy.
Nie wiem jak w poziomie kształcenia. Ale na pewno w sprawie wychowywania młodych gimnazja to kompletna porażka. Wiem co mówię. Uczyłem w szkole. Średniej, potem przekształconej w ponadgimnazjalną. Nie mieliśmy w szkole aniołków. A jednak opowieści niektórych nauczycieli o tym, co wyprawia się w gimnazjach były przerażające. Ale przez jakiś czas były to tylko opowieści.....
Pierwszego efektu reformy doświadczyłem jednak dość szybko: gdy do naszej szkoły trafiło ponad 80 osób drugorocznych, które zgrupowano w dwóch (!) klasach. Wtedy przestałem mieć wątpliwości: dla urzędników oświatowych nie liczyło się dobro tych młodych ludzi. Liczyły się pieniądze. Od tamtej pory jestem podejrzliwy. Wiem, że za wzniosłymi deklaracjami kryje się czasem zwyczajna obrona własnych interesów.
Drugiego efektu reformy doświadczyłem, gdy przyszły do nas pierwsze pogimnazjalne roczniki. Fajni ludzie. Tylko... Zupełnie inni niż ich starsi koledzy. Choć rok starsi, okropnie dziecinni. W relacjach między sobą. Tak, chodzili do jednej klasy. Ale nie umieli być dla siebie takimi prawdziwymi kolegami i koleżankami. Większość ich bycia to były dziecinne zgrywy. Przez te niespełna trzy lata niewiele się pod tym względem zmieniło...
Zakładałem naiwnie, że może to być efekt tego, ze przez ostatnie trzy lata byli w szkole najstarsi. Stąd to zadzieranie nosa. Ale nie. W następnym roczniku praktycznie to samo. Co się stało?
Tak, byś może to ja się zestarzałem i przestałem rozumieć młodych ludzi. Możliwe. Ale jest jeszcze inne wytłumaczenie. Na które zwraca uwagę psychologia rozwojowa, na które zwracali przed reformą uwagę niektórzy nauczyciele, ale które ówcześni decydenci, w imię dostosowywania naszego systemu do standardów zachodnich zupełnie pominęli: nie jest dobrze, kiedy młodzież w tym wieku wyrywa się z jej środowiska i przesadza do nowego. I to w newralgicznym okresie rozwoju aż dwa razy. Kto nie wierzy niech sobie poczyta. No ale kto by się przejmował psychologią rozwojową...
Słucham dziś tych, którzy naciskają na pozostawienie gimnazjów. Niektórych rodziców, nauczycieli, prowadzących takie szkoły. Podobno gimnazja dobrze funkcjonują. I szkoda by było z nich rezygnować. Dla dobra dzieci oczywiście.Gorzko się uśmiecham. Owszem, może i dobrze funkcjonują. Zapewniają utrzymanie iluś tam nauczycielom i dyrektorom takich placówek. Ci pierwsi zresztą znaleźliby pracę. Przecież dzieci w szkołach od likwidacji gimnazjów nie ubędzie. Ale, przepraszam, podobnie jak w sprawie zmuszania rodziców, by posyłali sześciolatki do szkół, z dobrem dziecka nie ma to wiele wspólnego. Ot, zwyczajne interesy dorosłych..
Pomówienie? Niech będzie, że pomawiam. Ale przecież gdyby o dobro młodych chodziło, ci, którzy optują za pozostawieniem gimnazjów nie tylko pochylaliby się z troską nad problemem, ale zerknęli by do podręczników psychologii rozwojowej, prawda?