Współczeny faryzeizm, Złośliwości
Recenzent
dodane 2015-02-20 15:51
Drugi odcinek mojego blogowego minicyklu „Współczesne oblicza faryzeizmu”.
Żniwo wielkie, robotników mało – mawiał Pan Jezus. A i ci, którzy poczuwają się do jakichś obowiązków na niwie pańskiej (nie mówię tu tylko o kapłanach czy zakonnicach) nie zawsze grzeszą przesadną pracowitością. Jak to mówią na Śląsku, „szychta i klocek”. Swoje zrobiłem i wystarczy.
Tak się jednak składa, że od wielu już lat wiadomo, że samo odrobienie swojej „szychty” nie wystarczy. Potrzeby są znacznie większe. Zwłaszcza, gdy obowiązki na „szychtę” człowiek wyznacza sobie minimalistyczne. Ot, żeby Polska nie zginęła. Dlatego ten i ów – niewątpliwie wariaci – próbują wytyczać duszpasterstwu nowe szlaki próbując nowych form i metod. Często to wszystko czasochłonne i męczące, zwłaszcza gdy próbuje się na serio potraktować konieczność spotkania w tym w wszystkim z żywym człowiekiem, o której to potrzebie tyle się mówi, a nie tylko zabawić się w urzędnika.
Oprócz tych którzy takich zapaleńców szczerze podziwiają i próbują naśladować albo podziwiają i naśladować nie próbują z góry przeświadczeni, że nie dadzą rady istnieje jeszcze grono różnych „recenzentów”. Recenzent nie próbuje się wysilać. Lepiej czy gorzej dłubiąc swoje wcale owych zapaleńców nie podziwia, ale im zazdrości. Nie bardzo w sumie wiadomo czego, bo przecież zazwyczaj nic nie stoi na przeszkodzie, żeby spróbował podobnie. Sęk w tym, że mu się nie chce. Ale żeby nie stracić dobrego mniemania o sobie wymyśla. Różnie niskie motywy tych, którzy się angażują. Albo zajmuje się wytykaniem im błędów.
Wiadomo skądinąd, że błędów nie popełniają tylko ci, którzy nic nie robią. Nie palnie z ambony herezji ksiądz, który nigdy swoim wiernym trudnych problemów teologicznych nie próbował tłumaczyć, a podtykał swoim owieczkom jedynie mdłą papkę. Nie poradzi źle ktoś, kto trudne ludzkie problemy zbywa stwierdzeniem o konieczności modlitwy i rozeznawania co poradzi Duch Święty. Recenzent często zresztą nie wchodzi w meritum sprawy. Wówczas można by powiedzieć jeszcze, że dyskutuje. Recenzent czepia się spraw drugorzędnych. Jakichś skrótów myślowych, teologicznej nieścisłości w rzuconym dla zarysowania ogólnego tła zdaniu. Będzie akcentował istnienie niewłaściwych relacji między A i B we wspólnocie liczącej 30 osób, i czepiał się, że ta wspólnota nic nie robi nie mając tak naprawdę zielonego pojęcia, jak wyglądają jej spotkania. Będzie narzekał, że nie widać skutków tej pracy owych zapaleńców, bo nie przybędzie wiernych na niedzielnej mszy. No i koniecznie doda, że gdyby warunki były lepsze, to on...
A wszystko dla podtrzymania dobrego samopoczucia: przedstawienia swojego nic nie robienia jako cnoty roztropnego działania.
Mocno mi się wydaje, że nie jest istotne, czy robotnik Bożej winnicy (czy Bożej owczarni) zachowa czystą szatę. Ważne ile faktycznie zrobi.