Znaki nadziei
Bez tytułu
dodane 2013-08-30 16:27
I chciałoby się napisać, że i bez zajawki, ale tak się nie da, prawda?
To ostatni dzień czasu, który nazywa się wakacjami. Stary jestem, w szkole nie ucze, to już ich nie nam, ale sentyment pozostał. Nawet jeśli zdecydowaną większość tego czasu spędziłem w pracy. Bo czas, w którym dni staja się coraz krótsze i coraz zimniejsze może są i piekne, ale... czegoś im jednak, brakuje, nie tak?
Jako rzekłem (napisałem) niewiele dni spędziłem poza domem. Ledwie 16. Za to miałem szczęście do dobrej pogody. Tylko raz, gdy wracaliśmy do Matki Bożej w Oknie (;)) zlał nas deszcz i postraszyły pioruny. Dzięki temu mogłem spokojnie oglądać świat. Taki zupełnie inny niż moja codzienność. I odkryłem (który to już raz w życiu), że świat jest całkiem fajny.
Bywa bajecznie piękny. Bywa ruchliwy, gwarny i uśmiechnięty. Skoro tak jest, to co nas czasem tak przytłacza w codziennym życiu? Czasem mam wrażenie, że brak dystansu. Wobec drobnych codziennych kłopotów, pracy, polityki, wobec tych wszystkich naszych sporów, którymi bywamy bombardowani. A wystarczyłoby usiąść nad brzegiem morza i zapalić fajkę. Albo - jak kto woli - pogładzić szorstkie, górskie kamienie.
To oficjalny blog, więc nie zamierzam brnąć w opisy dobre dla pięknoduchów. Ale to prawda. Gdybyśmy nie byli tak otoczeni wytworami naszch własnych rąk, kamiennymi blokami, komputerami, telewizoriami, wygodnymi kanapami, a więcej czasu spedzali np. gapiąc się na uganiające się mrówki pewnie mielibyśmy znacznie jaśniejsze myśli.
Ciągle obiecuję sobie, że wiecej czasu będę poświęcał zajęciom z pesrpektywy użyteczności zupełnie niepotrzebnym. Mam nadzieję, ze teraz się uda. Przecież życie musi smakować lepiej niż nieposolone kartofle.