Inspiracje, Codzienność, Znaki nadziei

Zamiast podsumowania

dodane 12:22

O pontyfikat Benedykta XVI oczywiście chodzi.

Przed tygodniem, na gorąco, napisałem dla Gościa coś takiego, co poniżej. Nie uważam, że po rezygnacji Benedykta XVI Kościół znalazł się w jakiejś trudnej sytuacji ani nie doszukuje sie w decyzji drugiego dna. Przyjmuję, co powiedział. Że brak mu sił do wypełniania tak trudnej misji. Ale będzie mi tego jego nauczania brakować.

Dziwne, ale przez ostatnie lata stał się dla mnie kimś bardzo ważnym. Kimś, kto w zamieszaniu, jakie przynoszą dzisiejsze światopoglądowe dyskusje pomagał mi odnajdywac spokój  przez ciągłę powracadnia do sprawy prostych, ale podstawowych: wiara jako powiedzenie Bogu tak, modlitwa rozumiana jako spotkanie z Nim, Pismo Święte jako księga wiary, a nie przedmiot badań.

Bo często wydaje mi się, że w tej medialnej gorączce domagającej się odpowiedzi na zarzuty, prpstowania przekręconych faktów i starcia z bezboznymi ideologiami o tych podstawowych prawdach zapominamy. A one są naprawdę najważniejsze. Bo jeśli nasza wiara będzie tylko zbiorem prawd, a nie radosnym spotykaniem się z Bogiem, z którego to spotkania wypływa nowy styl życia, to czym podzielimy się z tymi, którzy Boga nie znają?

Teolog na kolanach

Rezygnacja Benedykta XVI z papieskiego urzędu nieco mnie zaskoczyła, ale   przyjmuję ją ze zrozumieniem. Jeśli podjął taką decyzję, to widać uznał, że tak będzie lepiej. Dla Kościoła, dla posługi Piotra. Pozostanie w mojej wdzięcznej pamięci. Nie dlatego, że dokonał wielu ważnych rzeczy. Urzekały mnie jednak jego wystąpienia. Jak na wybitnego teologa, którym był, niezwykle jasne. Najważniejsze jednak było w nich dla mnie jego ciągłe przypominanie, że fundamentem wiary jest osobista relacja z Bogiem. Wracał do tej prawdy w wielu swoich wystąpieniach. Czy to środowych katechezach – nie tylko tych poświęconych modlitwie – homiliach czy  przemówieniach na Anioł Pański.

Nie było w tym dla mnie nic nowego. Przecież na tej prawdzie od lat staram się budować swoją wiarę. Ale cieszyłem się słuchając kogoś tak ważnego potwierdzającego, że tak właśnie trzeba. Zwłaszcza że jego refleksje miały w sobie coś z opowieści mistyków. Mówił o tym, co sam przeżywał. I pewnie dlatego potrafił też świetnie mówić na temat Pisma Świętego. Po raz pierwszy zobaczyłem to w jego książce „Jezus z Nazaretu”. W przeciwieństwie do wielu biblistów i teologów, nawet jeśli wspominał o jakiejś kontrowersji teologicznej,  nie tracił z oczu sedna ewangelicznego przekazu. I podobnie robił w czasie swoich ostatnich wystąpień na Anioł Pański, w których koncentrował się na ewangelicznych czytaniach. Jakby sam Jezus wyjaśniał mu sens opisywanych w nich wydarzeń. Jako niestrudzony katecheta w Roku Wiary podjął się trudu wyjaśniania Credo. Tego cyklu już jako papież nie skończy. Szkoda. Do 28 lutego, kiedy Stolica Apostolska zacznie oficjalnie wakować niewiele czasu. Ale może znajdzie naśladowcę?

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024