Niby wiem po co debaty z niewierzącymi na temat istnienia Boga. Tylko coraz mniej wierzę, że cokolwiek zmieniają.

Tym razem w australijskiej telewizji debatowali kard. George Pell, metropolita Sydney i propagator ateizmu, Richard Dawkins. Podobno dyskusja była ożywiona, ale mało konkretna. Australijskie media pceniły, że była zderzeniem nie faktów, a ideologii. Nic nowego. Znam ten styl od lat. Ciągle się z nim spotykam. Ateiści, którzy swoją niewiarę próbują uzasadnić wynikami nauk przyrodniczych ciągle popełniają ten sam błąd. I mimo swojego oczytania i znajomości sprawy trwaja przy nim, choć taki szaraczek ja o błędzie tym usłyszał po raz pierwszy ponad trzydzieści lat temu. O co chodzi?

Na dawnych mapach tereny, o których nie było żadnych wiarygodnych danych, opatrywano adnotacjami legendarnymi w stylu „tu mieszkają smoki”. Naukowcy próbujący uzasadnić naukowo nieistnienie Boga postępują podobnie. Wchodzą na teren, którego nawet nie próbują zbadać. Wedle wierzcych Bóg jest duchem. Oni zaś – z założenia - badają materię. Jak mogą twierdzić, że ten świat nie istnieje, skoro go nie badali? Co powiedzieliby o człowieku, który nie chcą przekroczyć polsko –słowackiej granicy uczonym tonem tłumaczyłby im, że „tam mieszkają smoki”? Wszak legendy mówią o leżącym pod tarami Smokowcu.. Nie?

To tak jak z tymi „mędrcami” wypowiadającymi się z cudu w Sokółce. Swoich kolegów odsądzali od czci i wiary za „nienaukowe” wyniki badań. Tyle że oni wypowiadali się na temat czegoś, czego nie widzieli na oczy. To ich zdaniem było naukowe. Skoro nauka ma bazować na doświadczeniu, dlaczego ośmielili się ośmieszać kolegów nie przeprowadziwszy eksperymentu? To jest postawa naukowca czy ideologa? Prawdę o świecie poznaje się przez doświadczenie czy przez wtłaczanie rzeczywistości w ramy dziś obowiązujących teorii?

Jedynym powodem, dla którego warto takie debaty prowadzić, to dodanie otuchy tym, których wiara zachwiala się pod wpływem pseudonaukowych rewelacji. Bo podejmujących tego rodzaju dyskusje ateistów żadne argumenty nie przekonają.