Codzienność
Uprawnienia do służby
dodane 2012-04-05 12:56
Większe prawa to większe przywileje? Nie ma co ukrywać. Zazwyczaj tak jest. Trzeba zostać administratorem wielkiej strony internetowej, żeby odkryć, że większe uprawnienia to więcej roboty. Czyli służba.
Przychodzi petent do admina: „wiesz, nie umiem otworzyć tego dokumentu” - mówi. Albo: „nie mam dostępu do katalogu”, „nie mogę wyedytować obiektu”, „nie mam uprawnień do...”. Z perspektywy owego petenta wygląda to tak: admin ma władzę, admin rozdziela przywileje, admin rozdziela łaski. Gdy nie chce spełnić prośby – piętrzy trudności, jest leniwy i utrudnia pracę. A krok dalej – nie ma do mnie zaufania. Nieszczęsny administrator widzi jednak sprawy zupełnie inaczej.
Dla niego sprawą nadrzędna jest, by system działał: by każdy mógł w nim zrobić to, co ma robić, ale żeby też ktoś nie wysadził wszystkiego w powietrze. Wcale nie przez złośliwość. Przez niefrasobliwość, niewiedzę albo nieuwagę.
Wpisz hasło – prosi admin petenta, który skarży się, że system go nie wpuszcza. I słyszy, jak petent stuka w klawiaturę: raz, dwa, trzy, cztery.
- Masz czteroliterowe hasło?
- No, bo inne trudno mi zapamiętać. Używam tego samego na poczcie i na gg i wszędzie.
Adminowi włos jeży się na głowie.
- Przecież mówiłem, żeby hasło było co najmniej ośmioliterowe.
- Taaaak?
Pełne szczerego zdziwienia pytanie każe nie drążyć tematu, by delikwenta nie pogrążyć. „Zmień sobie to hasło, na dłuższe, dobrze?” A w głowie gorączkowe rozmyślania: co on może zepsuć? Już wiadomo: na konto tego użytkownika systemu ktoś może się łatwo włamać.
Albo inna sytuacja: „wiesz, zepsuło się, nie wyświetla mi się”. Po długich poszukiwaniach admin odkrywa powód: katalog, który odpowiada za wyświetlanie na stronie treści, które się nie wyświetlają, zniknął. Ktoś w ramach porządków przesunął go w inne miejsce. Admin gorączkowo myśli: jak się przed tym na przyszłość zabezpieczyć? Sprawę załatwi odebranie możliwości majstrowania przy katalogach. No dobrze, ale przecież czasem faktycznie trzeba mieć możliwość ich przesunięcia czy zmiany ich nazwy. Jak to pogodzić?
Nie chcąc narażać systemu na kompletny chaos, w którym jeden psuje pracę drugiego, a trzeci jednym kliknięciem wysyła owoc swojej kilkugodzinnej pracy w kosmos, admin skazuje samego siebie na ciągłe zajmowanie się tym, co teoretycznie mogliby zrobić inni. Mogliby, gdyby umieli i gdyby przy tym uważali. I gdyby pamiętali, że z ich domowego komputera korzystają ich żony (mężowie), dzieci, dziadkowie i Bóg jeden wie kto jeszcze.
Powinniście sobie nawzajem umywać nogi – powiedział podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus. Kto jak kto, ale administrator uprawnień wie o co chodzi.