Inspiracje, Codzienność
Pagórek i góra
dodane 2012-03-04 12:28
Mam wrażenie, że trochę się pogubiliśmy. Dziś jest dobry czas obrać właściwy kierunek.
Dziś, gdy wszyscy przeżywamy tragedię katastrofy kolejowej, trzeba zacząć inaczej niż planowałem. Od polecania Bogu rannych i rodzin tych, którzy zginęli. Przede wszystkim zaś gorącej prośby, by przyjął do nieba tych, którzy stracili życie. Nie na darmo modlimy się, by Bóg zachowalł nas od nagłej i niespodziewanej śmierci. Ci ludzie właśnie tak zginęli. Oby dobry Bóg był wobec ich grzechów bardzo wyrozumiały...
Ale chciałem dziś napisać o czymś innym. O dzisiejszych mszalnych czytaniach. Przede wszystkim o zaskakującym ich połączeniu.
W pierwszym czytamy o ofierze Abrahama. Ma ofiarować Bogu swojego syna. W ostatniej chwili okazuje się, że to tylko próba. Bóg nie chce, by Abraham zabijał Izaaka. W Ewangelii niby o czymś zupełnie innym. O przemienieniu Jezusa. W obecności trzech świadków: Piotra, Jakuba i Jana. Podobno czytania niedzielne zawsze są tak dopierane, że coś pierwsze i trzecie zawsze łączy. Co łączy te? Na pierwszy rzut oka nic.
Ale gdy się zastanowić widać pewne przeciwieństwo. Historia opowiedziana w Księdze Rodzaju pokazuje wiarę jako zawierzenie Bogu, który stawia wymagania. I tak chyba całkiem spora część z nas wiarę rozumie. Bóg stawia wymagania, a ja chcąc nie chcąc muszę je spełnić. Wiara jawi się tu jako pewien cieżar. Nic dziwnego, że ci, którzy tak wiarę przeżywają miewają pokusy, by ten ciężar odrzucić; by odrzucić wiarę.
Opowieść Ewangeliczna pokazuje wiarę jako dar, który przemiania życie. Piotr, Jakub i Jan przeżyli na Taborze chwile, które musiały zmienić ich widzenie Jezusa. Nie mogli innym opowiadać, co widzieli, ale niewątpliwie to przeżycie dodawalo im otuchy, gdy przychodziły chwile próby (choć, jak wiadomo, próba była tak ciężka, że Piotr, choć z początku poszedł za aresztowanym Jezusem, w końcu Go zdradził). Dla tych, którzy przeżyli swój Tabor wiara nie jest ciężarem. Jest przede wszystkim nadzieją na niekończące się życie, na ostateczne zwycięstwo. Ta perspektywa u samych korzeni wyrywa pokusę odrzucenia wiary. Przecież głupcem jest ten, kto by zrezygnowal z takiego skarbu!
Te dwa style podejścia wobec wiary mają bardzo praktyczne przełożenie na życie. Jeśli wiara jest ciężarem, to połowa grzechów jawi się jako coś atrakcyjnego, coś, z czego wierzący z bólem serca musi rezygnować i czego zazdrości niewierzącym. Bo jemu nie wolno. W tej drugiej perspektywie zło jest zgniłym jabłkiem. Nawet jeśli ktoś mu ulega, to w gruncie rzeczy, gdy przychodzi otrzeźwienie, brzydzi sie nim. Nie żałuje żadnej przezwyciężonej pokusy, żadnej "zmarnowanej" okazji do grzechu ani nie zazdrości niewierzącym, że mogą sobie pogrzeszyć. Bo czego tu żałować czy zazdrościć? Tego że drogocennego skarbu nie zamieniło się na zgniłe jabłka?
Tylko ten, kto przeżył swój religijny Tabor potrafi powtórzyć z radością za św. Pawłem zawołać:
"Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby nam wraz z Nim i wszystkiego nie darować? Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł za nas śmierć, co więcej - zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami?"
Wnioski? Wydaje mi się, że powinniśmy miarkować nasze mówienie o wierze jako wyborze drogi cierpienia. Przede wszystkim wobec tych, którzy na powiedzenie Bogu "tak" jeszcze się nie zdecydowali. Oni nie rozumeją, że to "jarzmo jest słodkie, a brzemię lekkie". My ich najzywczajniej w świecie straszymy.
Po drugie... Skoro wiara jest odpowiedzią na zachwyt przeżycia spotkania z Bogiem, powinniśmy stwarzać jak nawięcej okazji, by ludzie swój Tabor mogli przeżyć. Nie jesteśmy w stanie przekonać do wiary. Wiara naprawdę jest w pierwszym rzędzie Bożą łaską. Ale okazji do dzialania łaski powinniśmy stwarzać jak najwięcej. Roztropnie, mądrze. Mnożenie nabożeństw, słów, pouczeń, to niekoniecznie taka okazja...
Tym, którzy jeszcze mają wątpliwości, czy porzucić niebiblije podejście do wiary (bo przecież w całym s Starym Testamencie wierność Bogu jest zawsze odpowiedzią na Bożą łaskawość, a nie pustym wymogiem, jak by się mogło wydawać gdy przeczytamy tylko historię z Abrahamem) podsunę jeszcze jedną myśl. Żaden argument, tylko drobną uwagę. Historia z Abrahamem rozgrywa się na pagórku. Przemienienie Jezusa - na wysokiej górze. Może specjalnie, zrządzeniem Bożym, tak to się wydarzyło? Oddanie Bogu wszystkiego, to pagórek, wiara daleka od doskonałości.Dojrzałe rozumienie wiary rodzi się z tego, co wydarzyło się na górze...