(d)Efekt Franciszka(?)
dodane 2014-01-22 00:20
"Teraz to ksiądz i tak musi ochrzcić moje dziecko" - powiedziała pewna, żyjąca w związku niesakramentalnym kobieta, do kolegi mojego znajomego księdza.
Nie tylko księża dowiadują się ciekawych rzeczy podczas kolędy. Również i parafianie mogą czasem wydusić coś od kapłana. Dziś wizyta duszpasterska w moim rewirze, przychodzi znajomy ksiądz. Modlitwa, siadamy, popijamy pepsi i zaczynamy gadać. O życiu parafii, później trochę o ludziach. Ja mówię "oj ten papież nie daje wam łatwego zadania" i tak od słowa do słowa, znajomy ksiądz zaczyna opowiadać jak to jego koledze z seminaryjnych czasów, pewna kobieta zakomunikowała, że dziecko, nawet wychowywane w rodzinach w których nie zaistniał sakrament małżeństwa, "też musi (!) być ochrzczone". Nie, że może ale że MUSI. I nie ważne, że gdzieś mamy katolickie wychowanie, bo ślubu i tak nie weźmiemy. Co tam! Chrzest musi być, bo papież tak powiedział! A jak dziecko podrośnie to sobie zdecyduje czy chce być ochrzczone czy nie. Na razie chrzest musi być, bo nie wypada żeby go nie było.
Niestety, to kolejny dowód, który potwierdza moją tezę, że nawet najbardziej miłosierne gesty papieża Franciszka, najbardziej popularne tematy poruszne przez niego ale wykonane czy wypowiedziane często być może pochopnie, prowadzą do coraz większego zacierania się pojęcia grzechu. A może nawet nie tylko pojęcia co przede wszystkim świadomości grzechu. Wierzę, że te gesty nie są wykonywane z taką intencją a jedynie tak odbierane i później przekazywane innym w sposób taki, który pozwala myśleć, że głowa Kościoła Katolickiego dopuszcza występowanie przeciw Bożym Przykazaniom. Przykład najświeższy to niedziela Chrztu Pańskiego, kiedy to papież ochrzcił 32 dzieci w tym jedno nieślubne. Zauważcie że wszystkie serwisy głównego nurtu skoncentrowały się na tym jednym dziecku. Sam przyznam, że nie szukałem na ten temat informacji głębszych, nie wiem co kierowało Ojcem Świętym, że to uczynił, ale słyszałem przekaz głównych mediów. Te powtarzały wciąż to samo. A mianowicie, że papież ochrzcił nieślubne dziecko. Trąbiono o tym tak głośno, że teraz księża mają kłopot z namawianiem osób żyjących bez ślubu, aby przystąpiły do tego sakramentu.
Ale już pierwsza sytuacja, ta w samolocie, kiedy papież rozmawiał z dziennikarzami o gejach uruchomiła pewnego rodzaju alert. Tę sprawę jakoś udało się naprostować. Ale długo trzeba było czekać, zanim prawdziwy przekaz papieskich słów przebije się do dużej masy ludzi. Tamta sytuacja spowodowała, że zacząłem bardzo obawiać się tego pontyfikatu. Papież Franciszek jest oczywiście właściwą osobą na właściwym miejscu. Wierzę w to, że w głównej mierze Duch Święty zdecydował kogo obsadzić na tym stanowisku w tych czasach. Ale jednocześnie obserwuję, że jest to osoba, która chyba trochę nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo jej słowa mogą skomplikować działania duszpasterskie. Cieszę się, gdy słyszę jak to do wspólnoty wracają ludzie, pchnięci tzw. "efektem Franciszka", ale jednocześnie martwię się o to, że zamiast wracać do Kościoła aby się oczyścić, chcą tam przynieść swój grzech i razem z nim być w Kościele. A księża? Wydaje mi się, że im coraz trudniej jest przekonywać, że z grzechem, bez chęci poprawy, nie da się żyć we wspólnocie. Na pewno we wspólnocie świętych.
Z drugiej strony, może to przynieść również i dobre efekty. Być może ci często ospali, ociężali kapłani, którzy myślą, że dokonali już wszystkiego i wychodzą do ludzi z moralizatorskim przesłaniem, zmienią styl i zaczną kombinować i budować coś od nowa lub choćby modyfikować, ulepszać to czego już dokonali. Każdy kierowca przecież wie, że nie ruszany samochód psuje się szybciej niż ten często eksploatowany. Dlatego myślę też, że te kłopoty które co jakiś czas stwarza nam nasz papież, też mogą przysłużyć się czemuś lepszemu. Oby.