Nie rozumiem zachowania kardynała Dziwisza
dodane 2014-01-19 18:34
I znów hierarchowie naszego Kościoła w Polsce, a konkretnie jeden - wprawił mnie w konsternację i wywołał mieszane uczucia. Bo jak można być świadkiem posłuszeństwa, nie będąc posłusznym - nawet w takiej sprawie.
Chodzi mi o decyzję Stanisława kardynała Dziwisza, który zdecydował nie tylko zachować osobiste notatki Jana Pawła II, ale również je opublikować. Budzi to we mnie mieszane uczucia, bo z jednej strony wiem, że jest to ogromny skarb, który w jednej chwili poszedłby z dymem. Z drugiej, Jan Paweł II w swoim testamencie jasno napisał "Notatki osobiste spalić". Nie publikować, nie zachować, nie wkładać do archiwum. SPALIĆ. A tu kardynał Dziwisz, najwierniejszy towarzysz Jana Pawła II, 9 lat po jego śmierci, obwieszcza wszem i wobec, że notatki opublikuje. I tak, 5 lutego tego roku ukaże się książka „Jestem bardzo w rękach Bożych. Notatki osobiste 1962-2003”.
Sam kardynał Dziwisz tłumaczy swoją decyzję tak: „Nie spaliłem notatek Jana Pawła II, gdyż są one kluczem do zrozumienia jego duchowości, czyli tego, co jest najbardziej wewnętrzne w człowieku: jego relacji do Boga, do drugiego człowieka i do siebie” . Nie zmienia to jednak faktu, że jestem bardzo zmieszany tą decyzją, bo ja osobiście skłaniałbym się bardziej ku temu, aby wypełnić ostatnią wolę papieża Polaka, nawet gdyby wiązała się z utratą takiej treści.
Decyzja o publikacji notatek w nie najlepszym świetle stawia też, samego kardynała Dziwisza. Bo właśnie okazuje się, że wola zmarłego nie ma dla niego żadnego znaczenia. Przynajmniej takie można odnieść wrażenie. A tu moje zdziwienie potęguje fakt że to ks. kardynał powinien dawać dobry przykład. Przykład posłuszeństwa. Ja wiem, że wiązałoby się to ze zniszczeniem ogromnie cennego dzieła, ale są chyba rzeczy ważniejsze.
Wiele razy w "Dzienniczku" siostry Faustyny stykamy się z posłuszeństwem. Św. Faustyna musiała podporządkować się nawet najbardziej absurdalnym decyzjom przełożonych czy spowiedników. A tu stajemy w sytuacji w której przełożony wydaje kategoryczny nakaz co zrobić po jego śmierci. Co więcej, to była też prośba przyjaciela do przyjaciela. A teraz ten przyjaciel nie dość, że prośby tej nie chce spełnić to idzie dalej, przekracza jeszcze jedną granicę.
Ale staram się również zrozumieć decyzję ks. kardynała Dziwisza. Wiem i zdaję sobie z tego sprawę, że jeżeli notatki te zostałyby zniszczone, to nieodwracalnie stracilibyśmy jeden z najcenniejszych duchowych skarbów naszych czasów. Pytanie jednak, czy nawet takie postawienie sprawy usprawiedliwia niezastosowanie się do ostatniej woli jednego z największych Polaków w historii narodu?