Życie codzienne, Modlitwa
Nie wiecie o co prosicie...
dodane 2014-01-12 01:20
Dziś niedziela Chrztu Pańskiego. Ale ja nie o chrzcie dziś a o modlitwie... i jej konsekwencji.
W głowie mam dziś tę opowieść mojej teściowej sprzed kilkunastu miesięcy. Niemal 2 lata temu wybrała się na pielgrzymkę do Medziugorie. Wybrała się tam z mężem. Teść, od kiedy pamiętam, był co prawda wierzący, ale lubił sobie też sieknąć dość ostry i nie zawsze poparty faktami, komentarz dotyczący księży. Teściowa opowiadała mi później, że będąc na tej pielgrzymce, był dzień kiedy teść mówił sporo tego typu rzeczy. Idąc na jakieś kolejne nabożeństwo, moja teściowa westchnęła po cichu do Boga i do Matki Bożej - "ech... żeby on tak już na tych księży nie mówił". Długo nie trzeba było czekać. Około miesiąc później (dokładnie w święto Przemienienia Pańskiego) teść dostał zawału. Cudem odratowany ale... od tamtego czasu nie powiedział ani słowa. Już półtora roku jest w śpiączce. Półtora roku, dzień w dzień walczymy o jego życie i prosimy Boga żeby mu darował, żeby znów był zdrowy. I bardzo często przychodzi zwątpienie, zniechęcenie i zazdrość pomieszana z nadzieją, gdy znów któryś z dzienników poda, że kogoś tam udało się ze śpiączki wybudzić.
Ale jest też i strach. To wydarzenie pozostawiło swoje piętno w mojej duszy. Niemal za każdy razem gdy patrzę na teścia przychodzi mi do głowy historia mojej teściowej i słowa Jezusa z Mk 10, 38 "Nie wiecie o co prosicie...". No i jest strach, po prostu czasem boję się prosić. Choć wiem że ten strach jest też chwilą próby. Strach można pokonać tylko ufnością. Tam gdzie nie ma zaufania jest strach. I w tym przypadku piękne hasło z obrazu Jezusa Miłosiernego staje się w moich ustach pustym frazesem. A Bóg nie jest w ciemię bity, frazesami się Go nie przekona. Błędne koło.