Medytacje

Ecce Homo

dodane 19:24

Jesteś jednakże straszliwie niepodob­ny do Tego, którym jesteś. Natrudziłeś się w każdym z nich. Zmęczyłeś śmiertelnie. Wyniszczyli Cię. To się nazywa Miłosierdzie. Przy tym pozostałeś piękny. Najpiękniejszy z synów ludzkich. Takie piękno nie powtórzyło się już nigdy później. O, jakież trudne piękno, jak trudne. Takie piękno nazywa się Miłosierdzie. (Karol Wojtyła, Brat naszego Boga)

Dawno nie pisałam. Powód? Problemy osobiste i rodzinne. Niezwiązane z wiarą, a jednak skutecznie zatrzymujące w drodze. Wprawdzie w celu rozwiązania trudnych spraw, staram się czynić, co jest możliwe (stąd konieczność odsunięcia się od wszystkiego, co nie jest moim podstawowym obowiązkiem, w tym pisania), ale i tak efekt moich działań jest znikomy. Przynajmniej tak to wygląda zewnętrznie.

Nie ustaje natomiast w modlitwie. Zresztą Wielki Post z całym bogactwem nabożeństw sprzyja refleksji: wezwanie do nawrócenia, znak popiołu, Droga Krzyżowa, Gorzkie Żale itp. Często zachodzę do Sanktuarium Ecce Homo na osobistą modlitwę. To moje prywatne rekolekcje – rozmowa z Panem.

Myślę o wielu trudnych sprawach, które dotykają mnie bezpośrednio...Wymieniam je w ciszy przed Panem.

- Wszystko mi się posypało … - mówię na podsumowanie do ubiczowanego Chrystusa.

- „Mnie też się posypało” – słyszę odpowiedź w sercu.

- Jak to? - pytam nieśmiało Zbawiciela…

- Judasz – zdradził, z Getsemani – wszyscy pouciekali, Piotr na dziedzińcu pałacu arcykapłańskiego zaparł się Mnie trzykrotnie, pod krzyżem nieliczni świadkowie zbawczych wydarzeń: Matka, Jan i garstka kobiet. Zewnętrznie – wszystko się posypało... A jednak z Krzyża zrodził się Kościół !

„Popatrz na Mnie” - zdaje się mówić Pan z obrazu.

Patrzę na Tabernakulum, następnie wyżej na wiszący w Prezbiterium obraz Ecce Homo Św. Brata Alberta.

Ubiczowany Chrystus w koronie cierniowej i szkarłatnym płaszczu, z trzciną w ręku – wyśmiany, poniżony, wzgardzony - zdaje się spoglądać na mnie z nieprawdopodobną wręcz siłą wyrazu.

Widząc Go w słabości, a jednocześnie patrzącego na Mnie z taką mocą, zadaje Panu pytanie:

- Co zatem jest Twoją siłą, Panie?

- „Pełnienie Woli Ojca” – słyszę odpowiedź w sercu.

Przypominają mi się słowa ks. prof. Edwarda Stańka wypowiedziane podczas homilii w Kościele sióstr Felicjanek w Krakowie. Przytoczę jedną frazę: „Osobiście długo myślałem, że zdrowie i siły są potrzebne do pełnienia Woli Ojca, dziś wiem, że można ją pełnić bez sił, w bezradności (…). Jezus dobrowolnie wisiał na trzech gwoździach, był w stu procentach bezradny, a pełnił Wolę Ojca, aż do: „Wykonało się” (…). Pełnienie Woli Ojca nie wymaga siły, może być w wielkiej bezradności” (Homilia „Sztuka chorowania”, ks. prof. E. Staniek, 11.02.2024). To nie jest jedynie homilia, to świadectwo życia wielkiego Kapłana, który te słowa wypowiada sam będąc w widocznej słabości i cierpieniu spowodowanym m. in. chorobą nowotworową, przebytym zawałem i pęknięciem kręgosłupa, a jednak wciąż oddanego Bogu i ludziom. O w/w dolegliwościach ks. Staniek sam poinformował czytelników na zakończenie ostatnio wydanej książeczki: "Zdrowie i choroby ciała, duszy i ducha" (wyd. Rafael, 2024, str. 57-58).

Trzeba odkryć, co jest Wolą Ojca w życiu każdego z nas, i pełnić ją z miłością, nawet, gdy patrząc po ludzku i zewnętrznie, wszystko się sypie i na nic nie mamy już siły.

Znów spoglądam na obraz Ubiczowanego. Tym razem - na Jego odsłonięte Serce. Chwilę wcześniej wzrok Zbawiciela odpowiadał moim wyobrażeniom o Chrystusie. Na obrazie Chrystus patrzy w dół, jakby patrzył z Krzyża, a jednocześnie zagląda w głąb człowieczej duszy, jakby patrzył bezpośrednio na każdego z nas, w ludzkie serce i wszystko w tym spojrzeniu staje się jawne – „On wie, co się w człowieku kryje…”

Natomiast Serce Zbawiciela, zresztą jak i cała postać nie oddaje wielkości Chrystusowego cierpienia… Nie jest to ten Cierpiący Sługa Pański z Izajasza pozbawiony „wdzięku i blasku”, „przed którym twarz się zakrywa” (por. Iz 53,3), ani to serce z Litanii do Najświętszego Serca Pana Jezusa „dla nieprawości naszych starte”, „krwawa ofiara grzeszników”.

Dlatego w pierwszej chwili nie waham się powiedzieć w duchu, zwracając się do świętego brata Alberta:

„Rzeczywiście to spartaczyłeś” …

To odwołanie się do Jego własnej wypowiedzi:

„Obszedłem się z tym obrazem jak partacz ostatni (...) dokończyłem go po rzemieślniczemu” (cytat z oficjalnej strony sióstr Albertynek).

Ani nie oddałeś Chrystusowego cierpienia, ani chwały Zbawiciela – kontynuuje swój wewnętrzny dialog ze świętym Albertem.

Owszem i cierpienie i chwała są tu obecne, ale jakby ledwo zarysowane.

A jednak … obraz przemawia swoją siłą!

- Co jest siłą tego obrazu? - pytam, chyba nie tyle świętego, co samą siebie.

I znajduje odpowiedź w tytule: „Ecce Homo”, „Oto Człowiek”.

Ten obraz najpełniej oddaje ludzką kondycję, w którą wpisane jest cierpienie. Jego siłą jest to, że każdy z nas może odnaleźć w ubiczowanym Chrystusie cząstkę własnego cierpienia – fizycznego, psychicznego i duchowego.

Każdy może przyjść do Chrystusa ze swoim „utrudzeniem i obciążeniem” i w Jego Rany włożyć swoje rany, by włączyć je w nurt zbawczej miłości Chrystusa. Ten obraz nie epatuje bowiem wielkim cierpieniem, od którego odwraca się głowę, ale przypomina, że nie ma życia bez cierpienia, ucznia Chrystusa bez krzyża, miłości – bez ofiary.

Wpatruje się zatem w Serce Chrystusa, które oplotły „więzy śmierci”. To więzy moich grzechów i nieprawości, bo przecież w moim życiu pomimo wielu łask od Boga, grzech wciąż splata się z łaską, upadek z powstaniem, nadzieja z chwilami zwątpienia. Prawda o cierpieniu Chrystusa odsłania jednocześnie prawdę o ludzkim grzechu, o tym, do czego zdolny jest człowiek. To prawda także o moim grzechu. Grzechu, który skazuje Chrystusa na ubiczowanie i śmierć, który domaga się Odkupienia.

Święty brat Albert nie dokończył malowania obrazu. Portret Cierpiącego Chrystusa nie ma rąk. Sam chciał być rękami Chrystusa dla najuboższych, w których odnajdywał podobieństwo do oplutego i wzgardzonego Pana, przywracając im ludzką godność.

Doświadczenie Bożego Miłosierdzia wzywa do czynów miłosierdzia wobec bliźnich. I spoglądając prawdzie w oczy, dla mnie to jeszcze daleka droga... Lecz przecież: "Dam się kształtować miłości"! (por. Karol Wojtyła "Brat naszego Boga"). Pięknej miłości Boga!

 

 

Ostatnio dodane

Polecam

Bądź na bieżąco