Refleksje

Sakrament Pokuty, Bóg i szczęście rodzinne...

dodane 22:29

Rozmowa z koleżanką uzupełniona o cytaty z Jana Pawła II, fragmenty KKK oraz przykłady...

Dziś parę słów o Sakramencie Pokuty. Refleksja zrodziła się pod wpływem rozmowy z koleżanką, która ni stąd ni zowąd podjęła ze mną w pracy powyższy temat, zaczynając od zdania: „Wiesz, mam problem ze spowiedzią”. I już miałam odpowiedzieć: „Wiesz, ja też”, ale jednak… zamieniłam się w słuch.

- Na czym polega Twój problem? – zapytałam.

I tu popłynął z ust mojej koleżanki potok pozornie nie związanych ze sobą słów, skojarzeń, wątpliwości, które ogólnie rzec biorąc zainicjowały rozmowę na temat spowiedzi, Boga i życia rodzinnego.

- Otóż nie rozumiem - rozpoczęła koleżanka -  dlaczego mam wyznawać grzechy innemu człowiekowi – takiemu samemu grzesznikowi jak ja, i to jeszcze przed nim klękać! I na dodatek takiemu młodemu, bez doświadczenia, który z całym szacunkiem dla tego młodego człowieka, ale jest w wieku mojego syna i jeszcze niczego o życiu nie wie…

-Mhm… spowiadam się regularnie i w życiu jeszcze nie klęknęłam przed księdzem (to byłoby bałwochwalstwo), zawsze klękam przed Bogiem!

-Ale po co w takim razie osoba księdza? Czy Bóg nie mógłby mi wybaczyć bez jego pośrednictwa?

-Oczywiście, że Bóg nie potrzebuje księdza, żeby Ci wybaczyć! Nie byłby wtedy Bogiem! To Ty potrzebujesz obiektywnego znaku (Sakramentu), żeby mieć pewność Bożego przebaczenia.

Tak mówił o tym Jan Paweł II określając zasady dotyczące Sakramentu Pokuty: "Pierwszą zasadą jest to, że dla chrześcijanina Sakrament Pokuty jest zwyczajnym sposobem otrzymania przebaczenia i odpuszczenia grzechów ciężkich, popełnionych po Chrzcie. Oczywiście, Zbawiciela i Jego zbawczego dzieła nie wiąże sakramentalny znak w taki sposób, by w jakimkolwiek czasie i wymiarze historii zbawienia nie mógł On działać poza i ponad Sakramentami. Jednakże w szkole wiary uczymy się, że sam Zbawiciel chciał i postanowił, by proste i cenne Sakramenty wiary były w normalnych warunkach skutecznymi środkami, poprzez które przechodzi i działa Jego odkupieńcza moc. Byłoby zatem niedorzecznością, a także zarozumiałością chcieć arbitralnie ignorować narzędzia łaski i zbawienia ustanowione przez Boga i, jednocześnie, w tym wypadku ubiegać się o przebaczenie z pominięciem Sakramentu ustanowionego przez Chrystusa właśnie dla przebaczenia (Reconciliatio et paenitenita 30, I).

Czyli Sakrament ustanowił Bóg dla człowieka, i właśnie Sakrament  jest najpewniejszym znakiem działania Boga, ale Bóg może działać jak chce i Jego działania nie ogranicza żaden Sakrament.

-No właśnie, że…. nie potrzebuję (tego sakramentalnego znaku przebaczenia), i gdyby nie rodzinna tradycja, dawno przeszłabym już do protestantów.

-Tyle tylko, że to sam Bóg w Słowach: "Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane" (J, 20, 22)  przekazał Kapłanom władzę odpuszczania i zatrzymywania grzechów, to tak jakby mówił do każdego z nas: "Chcesz pojednać się ze Mną"? Chcesz Mojego przebaczenia? Idź do spowiedzi!- tam JESTEM i działam poprzez Kapłanów.

Chrystus na Krzyżu zgładził każdy grzech! Natomiast otrzymanie rozgrzeszenia jest obwarowane dyspozycyjnością penitenta do podjęcia nawrócenia. Kapłan jest tym, który dokonuje oceny, czy jesteś gotowa wejść na drogę nawrócenia, a co za tym idzie otrzymać Boże przebaczenie, to znaczy czy spełniasz ku temu odpowiednie warunki - oprócz wyznania grzechów (w rozumieniu oskarżenia się z nich) np. żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy (chęć zerwania z grzechem), zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu, wypełnienie sakramentalnej pokuty (z poprzedniej spowiedzi itd). I na mocy władzy danej Kapłanom od Boga dokonuje osądu "zatrzymywania" lub "odpuszczenia" grzechów. Co jest obiektywnym znakiem Bożego działania.

Jeszcze jeden tym razem komentarz do papieskiej adhortacji: Izaak ze Stella podkreśla w swym przemówieniu pełną komunię Chrystusa z Kościołem w odpuszczaniu grzechów: „Kościół nie może niczego odpuścić bez Chrystusa, a Chrystus nie chce niczego odpuścić bez Kościoła. Kościół może odpuścić tylko pokutującemu, czyli temu, którego Chrystus dotknął swą łaska; Chrystus zaś nie uznaje za usprawiedliwionego tego, kto gardzi Kościołem”.

-Wiesz - mówi dalej koleżanka – i jeszcze mi żaden z nich nie powiedział nic takiego, co wewnętrznie by mnie poruszyło. Na dodatek jeden rozgrzesza z tego samego, inny – nie!

-Co do rozgrzeszenia, to nie każde obiektywne zło jest grzechem, bo żeby mówić o grzechu musi być świadomość i dobrowolność, więc poddając ocenie to, co jest materią grzechu, i biorąc pod uwagę powyższe, każdy kapłan może dokonać trochę innych rozstrzygnięć wobec tego zła, które nazwałaś „tym samym” (w domyśle złem). Nie zmienia to faktu, że nie możemy zła nazywać dobrem, a dobra złem, różnica w ocenie dotyczy jedynie winy moralnej, która jest zależna od oceny świadomości i dobrowolności czynu penitenta. Można tu podać przykład alkoholika - nadmierne picie alkoholu zawsze jest obiektywnym złem, ale człowiek uzależniony od alkoholu ma ograniczoną możliwość kontroli nad sobą, więc ocena, czy chce on wejść na drogę nawrócenia, raczej będzie dotyczyła faktu, czy podjął terapię, czy próbował zerwać z nałogiem, czy nie szukał okoliczności do napicia się itp, a jeśli te warunki są spełnione, a i tak ów człowiek wypił jednak alkohol, to przez fakt przymusu psychicznego (braku dobrowolności) wina moralna tego konkretnego człowieka jest zmniejszona.

Natomiast w spowiedzi zaufałabym charyzmatowi kapłana, to znaczy temu, co otrzymał on na mocy święceń – myślę tu o fakcie, że tym KTO działa w spowiedzi jest zawsze Chrystus! I tym między innymi różni się moja rozmowa z Tobą, od spowiedzi, że tu gadamy sobie obie razem na tematy duchowe, a w spowiedzi tym, który działa jest zawsze Bóg Trójjedyny – rozgrzeszenie dokonuje się w imię Trójcy Świętej! Dlatego też młodość kapłana, brak doświadczenia – nie odgrywają tu decydującej roli.

Wprawdzie czuję, że moje słowa zrobiły mały wyłom w myśleniu mojej koleżanki o spowiedzi, to jednak wiem, że daleko jej do przyjęcia mojej perspektywy. I znów powiem to, co przewija się w moich tekstach – brakuje jej wiary! Natomiast bez wiary trudno jest o rozmowę na wspólnej płaszczyźnie.

Jako wierzący nie doceniamy tego, co zostało nam dane, jak wielką łaską jest dar wiary! Jakże wielka to łaska! Szczerze mówiąc ta koleżanka jest naprawdę świetną osobą – mimo wątpliwości w sercu, co do sakramentu pokuty i pojednania jest praktykująca (niedzielna Msza święta) i pobożna (nabożeństwa), po ludzku dobra, zdobyła się w tej rozmowie ze mną na szczerość, jest w tym poszukiwaniu prawdy bardzo autentyczna. W pracy jest bardzo sprawcza, praktycznym działaniem bije mnie na głowę, zawsze gotowa pomóc, a jednak póki co… troszkę brakuje jej wiary w działanie Chrystusa w Sakramentach Kościoła.

-Dlaczego na świecie jest tyle zła? Dlaczego małe dzieci umierają? Dlaczego Bóg na to pozwala? – rozkręcając się zarzuca mnie pytaniami.

-A dlaczego winisz za zło Boga? Bóg nie jest źródłem zła, Bóg jest miłością, a zło przyszło na świat przez zawiść Szatana:

"Śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących... Śmierć weszła na świat przez zawiść diabła" (por. Mdr 1,13; 2,24)

-No, ale skoro Bóg nic z tym nie robi, a jest Wszechmocny to … jakby jest winien!

-Myślę, że to kwestia wolności, którą Bóg pozostawił człowiekowi, a ceną tej wolności jest możliwość wyboru przez człowieka dobra lub zła. Gdyby Bóg, z kolei, miał interweniować tak radykalnie wobec każdego grzesznika (na przykład poprzez unicestwienie zło czyniących), to pewnie nikt by z nas się nie ostał, bo przecież każdy z nas dopuszcza się jakiegoś zła, ale Bóg daje nam kolejną szansę nawrócenia. Psalmista mówi:

Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie,

Panie, któż się ostoi?

Ale Ty udzielasz przebaczenia,

aby Ci ze czcią służono.

(…)

U Pana jest bowiem łaska,

u Niego obfite odkupienie.

On odkupi Izraela

ze wszystkich jego grzechów (por. Psalm 130).

I dalej - mówi Pismo Święte -  Bogu "nie zależy na śmierci występnego, ale żeby się nawrócił i żył" (por. Ez 18,23).

Także i Pan Jezus zabrania Janowi, aby "ogień spadł na ziemię i zniszczył niegościnnych Samarytan"  pomimo faktu, że nie przyjęli oni Pana Jezusa w swoim miasteczku (por. Łk 9,54).

I jedynie On zna serce każdego człowieka, a nie tylko zewnętrzne jego czyny (por. Ps 139).

Bóg jest Osobą - kontynuuję - On też pragnie być kochany… stworzył nas do miłości, a miłość może dokonywać się jedynie w wolności. Stąd Bóg nigdy nie narzuci nam Siebie Samego przemocą – nie zmusi nas do miłości, do wyboru Jego Samego, do wyboru dobra… wtedy bylibyśmy bezdusznymi maszynami, a nie ludźmi obdarzonymi wolnością, wtedy w ogóle nie można by było mówić o miłości.

-Wiesz, jakby mnie ktoś zabrał dziecko… Ja chcę mieć szczęśliwą rodzinę, zdrowe dzieci itd.

-Myślisz, że Bóg, mógłby być przeciwko rodzinnemu szczęściu? Bóg, który Adama i Ewę już w raju powołał do szczęścia (płodności itp.) obdarzając ich swoim błogosławieństwem, a w Nowym Testamencie uczynił miłość małżonków Sakramentem? Bóg nie jest przeciwko Twojemu szczęściu! Bóg nie jest przeciwko rodzinie!

-Ja ma mam obraz Boga starotestamentowego, który karze za złe czyny – moje dzieci odeszły od Boga, ja mam problem ze spowiedzią i boję się, że Bóg nas za to ukarze.

-Po pierwsze ja czytając Psalmy mam inny obraz Boga starotestamentowego -  jako Boga łaski i miłosierdzia, Boga, który lituje się nad swoim ludem, co nie przeczy Jego sprawiedliwości. Karę rozumiem jedynie jako konsekwencje grzechu, a nie zemstę Pana Boga. Wolę na grzech, sąd ostateczny patrzeć jak w poniższym fragmencie Katechizmu Kościoła Katolickiego „Chrystus jest Panem życia wiecznego. Do Niego jako do Odkupiciela świata należy pełne prawo ostatecznego osądzenia czynów i serc ludzi. "Nabył" On to prawo przez swój Krzyż. W taki sposób Ojciec "cały sąd przekazał Synowi" (J 5, 22). Syn jednak nie przyszedł, by sądzić, ale by zbawić i dać życie, które jest w Nim. Przez odrzucenie łaski w tym życiu każdy osądza już samego siebie, otrzymuje według swoich uczynków i może nawet potępić się na wieczność, odrzucając Ducha miłości” (KKK 679).

Dla mnie oznacza to, że Bóg ofiarowuje nam zbawienie, a my możemy tę łaskę odrzucić. Odrzucenie łaski znajdzie wyraz w naszych złych uczynkach, które Bogu podobać się nie mogą i którymi Bóg się brzydzi - w tym sensie sami oddzielamy się od Boga i ponosimy konsekwencje naszych czynów, które mogą być wieczne (piekło). Bóg może też upomnieć się o nas poprzez różne trudne doświadczenia, ale zawsze z tego zła wyprowadza większe dobro. Także ostatecznie wszelkie kary (konsekwencje naszych grzechów) jakie ponosimy służą naszemu zbawieniu i są wyrazem miłości Pana Boga ku nam, a nie chęcią zemsty.

Również papież Jan Paweł II w adhortacji "Reconciliatio et paenitentia" pisał: "Pierwsze podstawowe dane, których dostarczają nam Księgi Święte Starego i Nowego Testamentu, dotyczą miłosierdzia Boga i Jego przebaczenia. W Psalmach i w przepowiadaniu Proroków imię miłosierny jest tym imieniem, które chyba najczęściej jest przypisywane Panu, wbrew uparcie powielanemu schematowi, wedle którego Bóg Starego Testamentu przedstawiany jest przede wszystkim jako Bóg surowy i karzący. Tak więc wśród Psalmów długi wywód sapiencjalny, czerpiąc z tradycji Wyjścia, przypomina łaskawe działanie Boga pośród swego ludu. Działanie to, choć przedstawione w formie antropomorficznej, jest bodaj jedną z najbardziej wymownych starotestamentalnych proklamacji miłosierdzia Bożego. Wystarczy przytoczyć tutaj ten werset: „On jednak litując się odpuszczał winę, a nie wytracał, i często odwracał swój gniew, i nie pobudzał całej swej zapalczywości. Przypominał sobie, że są tylko ciałem i tchnieniem, które odchodzi, a nie wraca "   Ps 78 (Reconciliatio et paenitentia, 29)

Po drugie Bóg troszcząc się o nasze potrzeby i codzienność, chce nam dać coś o wiele większego niż szczęście rodzinne czy zdrowie dziecka. Bóg chce dać nam Siebie Samego, udział w Jego Królestwie! Można powiedzieć, że Pan Jezus nie przyszedł po to, aby usunąć wszystkie cierpienia tu na ziemi, ale aby wyzwolić nas od niewoli grzechu, zwyciężać złe duchy, co najpełniej dokonało się na Krzyżu, a przez posługę kapłanów wciąż dokonuje się w sakramencie pojednania.

-Nie.. to jednak nie jest mój poziom… - kiwa bezradnie głową.

-Chciałam tylko powiedzieć, że jeżeli Bóg zaspokajałby, tak na zawołanie, wszystkie nasze potrzeby (w rozumieniu zachcianki) to w ogóle nie odkrylibyśmy Jego jako Boga i Jego Królestwa, bo nasze życie kręciłoby się wokół zaspokajania naszych doczesnych potrzeb! Świetnie wytłumaczył to kiedyś podczas homilii ks. Bogdan Zbroja mówiąc, że my często chcielibyśmy, aby Bóg był jak Dżin z lampy Aladyna, który, gdy potrzemy lampę, wychodzi z niej, kłania się nam, jest na nasze usługi i spełnia nasze marzenia o szczęściu - fajny mąż, zdrowe dzieci, piękny dom, kariera itp. Wtedy jednak to On byłyby naszym sługą, a ma być dokładnie na odwrót! Ponadto moje oczekiwania (potrzeby) mogą kolidować z oczekiwaniami innych ludzi (na przykład plażowicze modlą się o słońce, a rolnicy o deszcz). Tylko Bóg zna całość tej układanki! On jest Panem! I On kieruje całym światem! Natomiast służąc Bogu, spełniając Jego Wolę na pewno będziemy szczęśliwi! A nagrodą za nasz trud będzie On – Jego Królestwo! Jego zaś Królestwo wykracza poza naszą doczesność, ponieważ dokonuje się w Duchu Świętym. Jak mówi Katechizm "Przyjście Królestwa Bożego jest porażką królestwa Szatana" (KKK 550). Przede wszystkim Jezus ocala nas od zła grzechu, a tylko niektórych ludzi od ziemskich cierpień (por. KKK 549).

-Mhm…

-No, pomyśl sobie nad tym wszystkim. I nie bój się spowiedzi, po prostu powiedz kapłanowi o swoich wątpliwościach!

Na tym zakończyła się nasza rozmowa, bo zaistniały inne okoliczności, więc musiałyśmy ją przerwać.

A jaki problem ja mam ze spowiedzią? Myślałam, że napiszę kolejnym razem, ale nie... jednak zachowam milczenie!

 

PS  

Jeśli ktoś chciałby nieco pomedytować nad Królestwem Bożym to poniżej parę cytatów z Ratzingera.

Joseph Ratzinger w swojej książce: „Jezus z Nazaretu” powołując się na interpretację „Królestwa Bożego” w ujęciu Ojców Kościoła podaje wykład Orygenesa, mówiąc: „Orygenes - opierając się na lekturze słów Jezusa - nazywa Go autobasileia, to jest królestwem w Jego własnej osobie.
Sam Jezus jest „królestwem"; królestwo nie jest rzeczą ani obszarem panowania, na wzór świeckich królestw. Jest osobą. On nim jest.”

I dalej cytaty z w/w książki Ratzingera (część I):

„On, stojący pośród nas, jest królestwem Bożym, tylko że my Go nie znamy (zob. J 1,30)”.

„(…) nie chodzi tu o samą fizyczną obecność Jezusa, w której zawierałoby się „królestwo Boże"; jest ono w Jego działalności, prowadzonej w Duchu Świętym. W tym znaczeniu, w Nim i przez Niego, królestwo Boże staje się tutaj i teraz teraźniejszością, „jest już blisko".”

„Mówiąc o królestwie Bożym, Jezus głosi po prostu samego Boga - Boga żywego, który może w konkretny sposób działać w świecie i historii i właśnie teraz działa. Mówi nam: Bóg istnieje. A także: Bóg jest rzeczywiście Bogiem, to znaczy kieruje całym światem”

„(…) przekład „królestwo Boże" jest niedoskonały, lepiej byłoby mówić o panowaniu Boga lub o Jego rządach”.

Moje rozumienie powyższych słów jest takie, że Królestwo Boże dzieje się "tu i teraz" w duszy człowieka zjednoczonego z Chrystusem, dzieje się we wzajemnych naszych relacjach, w Kościele rozumianym jako wspólnota osób, której Chrystus jest Głową, jest w naszej codzienności, a jednocześnie przekracza wymiar doczesny naszego życia i ogólniej rzec biorąc dzieje się w panowaniu Boga nad światem.

Królestwo Boże to przychodzący Chrystus w naszym „tu i teraz”.

Ostatnio dodane

Polecam

Bądź na bieżąco