Refleksje

Świadek z Ukrainy

dodane 15:43

W podziękowaniu Ojcom Kapucynom Prowincji Krakowskiej

W pierwszym tygodniu maja, w jednym z krakowskich kościołów, miałam okazję wysłuchać homilii O. Stanisław Mańskiego – kapucyna, proboszcza parafii św. Jana Chrzciciela w  Starokonstantynowie, na Ukrainie.

Ojciec przybył do Krakowa z terenów objętych wojną. Jego klasztor jest w bezpośrednim sąsiedztwie lotniska, które od początku wojny stało się celem bombardowań. Wielu spośród parafian (całą społeczność parafialną tworzy około trzystu osób  - katolicyzm w Ukrainie wyznaje niecały jeden procent ogółu wierzących) to osoby, które bezpośrednio biorą udział w działaniach wojennych (lotnicy, wojskowi i ich rodziny). Klasztor świadczy pomoc charytatywną nie tylko osobom z parafii, ale także przesiedleńcom, którzy ze zburzonych miast (np. Mariupola) wyjechali, znajdując w murach zakonnych schronienie (piwnice przerobione na prowizoryczne schrony), korzystając z darów (paczki żywnościowe) i zgromadzonej przez klasztor odzieży.

Czym mnie ujął ów kapłan?

Przede wszystkim Jego homilia to była uczta duchowa – ojciec otworzył Księgę Biblii i przeprowadził słuchaczy przez całą symbolikę, trudnego tekstu biblijnego z Apokalipsy św. Jana 12,1-6 wyjaśniając w różnych kontekstach Starego i Nowego Testamentu rolę Niewiasty – Maryi jako Królowej (władza) i Matki (miłość), tej, która „zatrzymuje Smoka” , która wydała na świat Syna –Odkupiciela  i jako Niepokalana i niepokonana towarzyszy każdemu człowiekowi (potomstwo Niewiasty) w drodze do Nieba.

Najbardziej poruszył mnie motyw exodusu Narodu Wybranego, który ojciec powiązał z osobą Maryi – jej przebywaniem na pustyni przez tysiąc sto sześćdziesiąt dni, czyli czterdzieści dwa miesiące, to jest dokładnie tyle, ile różnych przystanków (doświadczeń)  w drodze do Ziemi Obiecanej przechodzili Izraelici, po wyjściu z Egiptu, zmierzając do ziemi Kanaan. Maryja, zasłuchana w Wolę Boga,  przeprowadza każdego z nas poprzez różne trudne doświadczenia życia (samotność, porażki. choroby, wojnę itp.) oraz towarzyszy nam w naszych radościach, byśmy idąc wraz z Nią, pod Jej potężną ochroną, mogli dojść do Chwały Nieba, gdzie jest dla nas przygotowane miejsce.

I chyba to było najbardziej poruszające w kazaniu, że ta piękna symbolika biblijna ukazana przez ojca Stanisława Mańskiego, tak bardzo skrupulatnie wyjaśniona w całym kontekście historycznym, jednocześnie ukazana została w naszym i Jego tu i teraz. Bo czyż Ojciec ów pracując w ukraińskiej parafii nie przeżywa wraz z narodem ukraińskim, w swej pielgrzymiej wędrówce, chwil ciemności, cierpienia, pytań w obliczu śmierci tak wielu młodych ludzi, zmęczenia drogą, posługą itp., czyli tego swoistego exodusu narodu wybranego? Bo czyż każdy z nas nie boryka się z jakąś swoją ciemnością (grzechem, chorobą, może nawet buntem wobec Boga w obliczu przytłaczających nas wydarzeń życia)? I na tej drodze wiary wszyscy potrzebujemy opieki Matki, która zawsze umacnia nas w drodze do świętości – do Nieba.

W tym znaczeniu w swojej homilii o. S. Mański jawi się jak ojciec rodziny, który bierze Księgę i czyta swoim dzieciom historię biblijną przeprowadzając przez wszystkie jej zawiłości znaczeniowe, a następnie uchyla przed nimi drzwi i zaprasza do swojego życia, dając ogląd tego, jak ta historia realizuje się w Jego życiu, w Jego posłudze w obliczu okrutnych wydarzeń wojny.

Najważniejsza myśl, wypowiedziana przez kaznodzieję: „Jesteśmy Polakami, katolikami, wielu księży już opuściło te tereny, my nie możemy odejść, bo Ci ludzie, straciliby wiarę”. To jest zdanie wypowiedziane przez autentycznego Pasterza. A jego znaczenie można oddać słowami: „Wiara tych powierzonych mi ludzi, jest ważniejsza niż moje życie”. Piękne świadectwo wiary dobrego Pasterza!

Mam tutaj jedno skojarzenie, a dotyczy ono odległych czasów, prześladowania pierwszych chrześcijan, które opisał J. Ratzinger (Benedykt XVI), w jednej ze swoich książek – bodajże w „Duchu liturgii”.  Mowa o wydarzeniach z 304 roku, kiedy grupa chrześcijan została przyłapana na nielegalnym zgromadzeniu i sprawowaniu Eucharystii w domu jednego z braci. Prokonsul przesłuchuje zarówno celebransa, jak i mężczyznę, który zapraszając do swego domu grupę około pięćdziesięciu ludzi złamał zakaz imperatora. Zarówno kapłan jak i ów człowiek dają świadectwo swej wiary, narażając swoje życie. To, co mówią można wyrazić słowami: „Nie mogliśmy postąpić inaczej, bo nasze chrześcijańskie sumienie nam na to nie pozwala”! Poniżej dosłowne cytaty ich  wypowiedzi: „Uczyniliśmy tak,  ponieważ nie może nie dokonywać się to, co jest Pana”, oraz: „Bez Dnia Pańskiego, bez Tajemnicy Pana nie możemy być”. Ratzinger widzi tu podobieństwo do słów które wypowiedzieli Piotr i Jan na dany im przez Sanhedryn nakaz milczenia  (Dz, 4,20): „Bo my nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli”.

Są wydarzenia, sprawy ważniejsze niż ludzkie życie, są to sprawy Pana. One nadają sens całej ludzkiej egzystencji:

Nie możemy, nie sprawować Eucharystii!

Nie możemy, nie mówić! Nie możemy nie głosić, nie możemy przestać przepowiadać! Także tym językiem doświadczenia, o tym, co widzimy i co słyszymy, co czyni dla nas Pan!

Nie możemy odejść z tych terenów, zostajemy ze względu na Pana, na Jego sprawy, ze względu na wiarę tych ludzi!

I decyzję tę podejmujemy w całkowitej wolności, bez przymusu, z pełną świadomością, że wiąże się ona z narażeniem własnego życia, że przynosi w naszym życiu trudne konsekwencje.

Raz przeżyłam podobną sytuację, aczkolwiek nieporównywalną, ze względu na fakt, że nie było tu żadnego zewnętrznego zagrożenia, ale właśnie dotyczącą owego „Nie możemy”. Otóż, lata temu, byłam w Grecji uczestnikiem Mszy świętej w obrządku grekokatolickim, wraz z młodym ministrantem. I on i ja przygotowaliśmy się do tego wydarzenia i niezależnie od siebie przeczytaliśmy „Instrukcję”, której nazwy dziś nie pamiętam, ale wydaną przez Episkopat i regulującą zachowanie katolików na zgromadzeniach liturgicznych w innym obrządku. Zalecane było powstrzymanie się od przyjmowania Komunii świętej. Matka chłopca zgodziła się, żebym go wzięła na Mszę świętą, ale prosiła, żeby on nie przystępował do Komunii św. Wyjaśniłam jej, że ja też (trzymając się mojego rozumienia Instrukcji) nie zamierzam. Ale kiedy uczestniczyłam w tej liturgii i nadszedł moment Komunii świętej, szepnęłam do chłopca: „Janek (imię chłopca zmienione) to jest Pan!” „Ten sam Pan”! Idę Go przyjąć, a Ty postąp według własnego sumienia” . Chłopiec nie przystąpił do Komunii św. Potem matka pytała mnie: „Mówiłaś, że nie przyjmiesz Komunii? Dlaczego przyjęłaś!?” Ja na to: „Nie wiem… po prostu nie mogłam Jej nie przyjąć!”,  „Nie mogłam postąpić inaczej!”, „Nie mogłam pozwolić na to, żeby Pan przeszedł obok mnie!” Pokiwała głową, jakby mi chciała powiedzieć: „Jednak jesteś stuknięta!”, ale podziękowała, że chłopak był na Mszy św. Teraz ta matka mówi mi, że z Jankiem już byśmy się nie dogadali. Dlaczego ? Bo on jest cały „przedsoborowy”.  Jedno na pewno nas łączy: Ów młody obecnie już nie chłopiec, lecz mężczyzna, kocha liturgię, ale trochę inaczej stawia akcenty, dotyczące tego, co w owej liturgii jest ważne i najistotniejsze.

Wracam do głównego wątku mojej refleksji. We wszystkich powyższych przykładach wybrzmiało owo: „Nie możemy nie być w tym, co należy do Pana!”

W postawie o. Stanisława ta prawda znalazła konkretny wymiar pozostania na ukraińskiej ziemi, by pełniąc posługę ewangelizacyjną z narażeniem własnego życia pozostać w służbie Bogu i ludziom!

I także w odniesieniu do ojców kapucynów, odnoszą się słowa J. Ratzingera, wypowiedziane wobec pierwszych prześladowanych chrześcijan „ (…) w sposób oczywisty nie miałoby sensu ratowanie życia i zewnętrznego spokoju kosztem rezygnacji z podstawy tego życia”. I dalej: „Nie chodziło tu bowiem o wybór między jednym a drugim nakazem, ale o wybór między sensem będącym treścią życia, a życiem pozbawionym sensu.” Tym sensem może być sprawowanie Eucharystii (nawet bez prądu i przy samych świecach) i  budowanie wiary tych małych!

Ile Mnie/Ciebie kosztuje głoszenie Ewangelii? Czy potrafilibyśmy głosić za cenę utraty własnego życia? Na jakie konsekwencje/oceny/sądy narażam się głosząc Słowo Boże?  Pan Jezus głosił aż do śmierci krzyżowej? A Ty?

Ostatnio dodane

Polecam

Bądź na bieżąco