Refleksje
Droga Maryi
dodane 2022-05-03 19:00
W konfesjonale:
- Piszesz bloga?
- Mhm.
- A jakie teksty piszesz?
- Różne, najczęściej refleksje, czasem wiersze, ale generalnie staram się, żeby miały charakter ewangelizacyjny. Dbam, by nie rozminąć się z prawdą Ewangelii.
- To dobrze, ale pisz też o swoich przeżyciach, o tym czego doświadczasz.
Nie powiedziałam, że blog jest publiczny, i mówiąc oględnie nie każdego mogą interesować moje przeżycia. Szczególnie, że raczej nader rzadko tryskam radością, która mogłaby się udzielić ewentualnym czytelnikom.
Moja droga jest coraz bardziej drogą Maryi. W swoim życiu duchowym mierzę się zarówno z cierpieniem, jak i ciemnością. Podobnie jak u Maryi moja głębia wiary i zaufania Panu Jezusowi kształtuje się poprzez wierność Jego Słowu usłyszanemu w sercu, ale jednak w wątpliwościach, rozważaniach, pytaniach, różnych trudach zewnętrznych i wewnętrznych udręczeniach. Podobnie jak Maryja stoję pod krzyżem swojego dziecka i podobnie jak Ona próbuje zrozumieć w tym Wolę Boga i plan Jego Miłości. Tyle tylko, że Maryja jest bez grzechu, a ja? Ileż to razy wyładowałam na chorym dziecku swoją złość, chociażby w związku z jej odmową leczenia, w obawie o jej przyszłość (także edukacyjną itp.).
Kapelan szpitala powiedział mi kiedyś: „Bóg dał Pani niepełnosprawne dziecko, bo Pani zaufał”. Dziś czuje się jak ktoś, kto zawiódł Boga – wyniki córki najdobitniej świadczą o tym, że ani ja (ściślej mówiąc my jako rodzice), ani ona – chorujące dziecko, nie radzimy sobie z sytuacją jej choroby.
Na dodatek wtedy, gdy najbardziej potrzebuje obecności Pana Jezusa, On jakby „ukrył przede mną swoje oblicze” (por. Iz, 54, 8). Cały czas Wielkiego Tygodnia, Triduum Paschalnego był dla mnie czasem wierności Bogu poprzez uczestnictwo w liturgii Triduum, nocnych adoracjach, lecz była to wierność Bogu, który mnie „opuścił” i jedyne, czego doświadczałam w duszy w owych dniach to „nieobecności Boga” i oschłości. Modliłam się w duchu z Jezusem słowami psalmu 22: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku. Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz, [wołam] i nocą, a nie zaznaję pokoju”.
Jak mogę zaznać pokoju, gdy w swoim przeżywaniu czuje się „jak robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie” (por. Ps 22, 7). A jednak przykład świętych mnie poucza, że oni także doświadczali podobnych stanów ducha. Chociażby siostra Faustyna, która mawiała o sobie: „Jestem samą nędzą”, albo „popychlem”, „fiołkiem deptanym przez inne siostry” (zapamiętane z jej dzienniczka), czy Ojciec Pio, który pisał do swojej duchowej córki o sobie samym: „Nawet odzienie na mym ciele, brzydzi się moim plugastwem”, a córka duchowa przy innej okazji mu wtórowała: „Ojcze, jestem niczym” (zapamiętałam po przeczytaniu Listów Ojca Pio, Tom II, Korespondencja z Rafaeliną Cerase).
Ot, taki dialog świętych!
W kontakcie ze świętością Boga, święci widzą tak ostro swoją grzeszność, że ustawicznie błagają o Jego Łaskę, widząc wyraźnie, że bez niej „nikt się nie ostoi” (por. Ps 130, 3).
To doświadczenie nieobecności Boga, potęguje jeszcze inna okoliczność jaką jest dopuszczanie do głosu Oskarżyciela (złego ducha).
Bóg jakby wycofał swoją obecność i jednocześnie pozwolił działać Oskarżycielowi, który zadręcza Cię realną winą, wyimaginowaną winą, grzeszną przeszłością, i próbuje pokazać ci przyszłość jako pozbawioną nadziei, drwiąc jednocześnie z Twojego zaufania Bogu.
Modlisz się o uzdrowienie dziecka? Popatrz jest jeszcze gorzej! Zobacz cały bezsens Twoich starań. Gdzież jest Twój Bóg? Wciąż milczy?! Naprawdę sądzisz, że tą modlitewką uprosisz łaskę uzdrowienia? Myślisz, że ta siostra, której nawet dobrze nie znasz (modlę się przez siostrę Bernardynę, która nie zostawiła po sobie zbyt wielu pism) wyprosi dla Was tę łaskę?
Cóż …. Usłyszałam w sercu: „Módl się przez tę siostrę”. Gdyby Bóg kazał mi zrobić coś trudnego, zapewne uczyniłabym to, o ileż zatem bardziej, jeśli mi powiedział: „Módl się przez tę siostrę” (por. 2 Krk 5,13).
Wierzę w moc posłuszeństwa Bogu! I do Maryi, Elżbieta wypowiedziała znamienne słowa: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana” (Łk 1, 40). Wierzę w Boga, który spełnia swoje obietnice! Owszem mogę czegoś właściwie nie rozeznać, nadać inną interpretację temu, co widzę, co słyszę itp., ale muszę pójść za tym, co jawi mi się jako Wola Boga.
Jeśli Bóg pozwoli nadal działać Oskarżycielowi, sytuacja staje się nader opłakana.
Idziesz do spowiedzi, oskarżasz się przed Bogiem i słyszysz: „To nie jest grzech”, „To też nie jest grzech” , to – może być zarzewiem grzechu, tu – upadłaś, ale cytując św. Pawła „moc w słabości się doskonali”. Spowiednicy widzą w Tobie łaskę i działanie Ducha Świętego, a Ty jedynie błoto swego życia i nic więcej – absolutnie nic poza błotem. W takim stanie ciężko jest czytać, czy pisać budujące teksty. Jedyne, co można zrobić to stawać ze swoją słabością, nikczemnością, popełnianym złem w obliczu Boga, trwać na modlitwie, nie rezygnować z życia sakramentalnego i czekać, aż On „okaże moc swego ramienia (Łk 1,51) i „rozproszy nasze ciemności”.
A to, że rozproszy to pewne! W końcu z Bogiem w sercu nie można tej walki przegrać! Najważniejsze jest pozostać w tym wszystkim jak najbliżej Serca Jezusa, w Jego bliskości i pomimo ustawicznego poczucia niegodności karmić się Jego Ciałem. To On jest tym, który ostatecznie jest większy od każdej naszej ciemności i każdego naszego grzechu! On w każdym naszym położeniu, nawet najbardziej opłakanym jest źródłem życia i nadziei!
Po okresie oschłości i udręczenia walką ze Złym miałam takie doświadczenie. Po spowiedzi świętej pozostałam na adoracji Najświętszego Sakramentu, w pierwszą sobotę miesiąca. Trwałam w uwielbieniu Boga. Chciałam z Nim pobyć, uwielbić Go, pozostać przy Nim w podzięce za dar ofiarowanego mi przebaczenia. Podczas jednej z pieśni wielbiących Boga, usłyszałam nagle chór niezwykle harmonijny i odgłos trąb. Wrażenie było na tyle intensywne, że odwróciłam się za siebie i spojrzałam w górę, jakby sprawdzając, czy rzeczywiście w śpiew organisty włączył się chór i czy na górze nie ma jakiś trębaczy. Nikogo jednak nie zauważyłam! Nigdy wcześniej nie miałam tak niecodziennych wrażeń słuchowych. Nie rozumiejąc owego doświadczenia, nadal trwałam w uwielbieniu Boga. I znów powtórzył się chór i trąby. Chwilę potem doświadczenie powtórzyło się po raz trzeci. Było tak intensywne jakby na krótką chwilę Pan dał mi usłyszeć anielskie trąby i pieśń zbawionych, albo jakiś istot niebieskich, których harmonijny śpiew nie mógł równać się z żadnym innym znanym mi dźwiękiem. Już nie tylko Maryja, ale całe niebo adorowało z nami Zbawiciela!
„Sądzę bowiem –mówi św. Paweł w Liście do Rzymian - że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić” (Rz 8, 18). Bóg niekiedy przeprowadza nas przez ciemność cierpienia, by następnie dać nam udział w swojej chwale. Czasem czyni to już tu na ziemi jako przedsmak tej chwały, w której będziemy uczestniczyć z Nim w wieczności.
Maryja, której duszę „przeniknął miecz boleści” ostatecznie odniosła zwycięstwo w walce ze Smokiem i króluje w chwale nieba jako Królowa nieba i ziemi. Jej droga jest drogą każdego z nas. Od wybrania przez Boga, przez cierpienie, przez zmaganie się dobra ze złem w codzienności ziemskiego życia, do Królestwa, które jest w niebie!
***
Boże spraw, byśmy jak Maryja pozwolili Twojemu Duchowi - Duchowi Świętemu kształtować nasze życie, a w chwilach trudnych umieli powierzać siebie w Twoje ręce, zachowując także pośród ciemności ufność i nadzieję oraz posłuszeństwo Tobie – Twojej Woli.
Matko spraw, abyśmy i my mogli dać się w naszym życiu poprowadzić jedynie Bogu i wraz z Tobą nieśli Chrystusa innym ludziom, rodząc w ich sercach nadzieję, która może przemienić ich życie!