Refleksje

Oblicza świętości

dodane 21:49

Dzisiejszą refleksje zacznijmy od myśli J. Tischnera z książki „Nieszczęsny dar wolności”. W rozdziale dotyczącym fundamentalizmu autor zwraca uwagę na fakt, że każdy uczeń Chrystusa ma nieco inne doświadczenie naszego Pana. Inaczej - to myśl Tischnera - widzi posłannictwo Chrystusa Jan Chrzciciel, jeszcze inaczej Łazarz, a jeszcze inaczej postrzega Chrystusa św. Piotr, czy np. jawnogrzesznica. Te różnice wynikają z odmienności wzajemnej relacji z Mistrzem każdego z wyżej wymienionych. I tak – kontynuując dalej myśl Tischnera – grzeszna kobieta może widzieć w Chrystusie tego, który przebacza, Łazarz w swoim świadectwie o Jezusie skoncentruje się na doświadczeniu Jego boskiej mocy, która pokonuje śmierć, św. Piotr może mówić o Chrystusie poprzez pryzmat powołania do łowienia ludzi itp. Przykładów można by mnożyć. Najważniejsze jest tu przesłanie: „Jest wiele doświadczeń Chrystusa, choć Chrystus jest jeden”. Każda z w/w osób doświadczyła osobistego spotkania z Jezusem,  jakiegoś obdarowania Jego Miłością, ale doświadczenie tej Miłości dla każdej z tych osób jest inne. Co to, tak naprawdę oznacza? Spróbujmy podsumować:

1/ Poznajemy Chrystusa poprzez indywidualną relację z Nim – jest to relacja miłości, która z samej swej istoty wymaga zaangażowania obu stron.

2/Chrystus jest Kimś więcej niż moje doświadczenie Chrystusa, to znaczy nie da się sprowadzić Chrystusa do mojego doświadczenia Jego Osoby.

3/Moje doświadczenie Chrystusa może być inne od doświadczenia drugiego człowieka, ale nie jest ani lepsze ani gorsze od doświadczeń innych ludzi.

4/ Nie mogę wymagać, aby moje doświadczenie Chrystusa stało się fundamentalnym, w sensie jedynie obowiązującym i jako takie zostało narzucone wszystkim.

Spróbujmy to pokazać na innych przykładach. Samarytanka może powiedzieć o Chrystusie: „On jest tym, który zna tajniki ludzkiego serca, objawił mi bowiem cały trud mojej relacji z mężczyznami”, niewidomy od urodzenia powie: „Jezus jest tym, który uzdrawia. On otworzył mi oczy” , celnik Mateusz mógłby powiedzieć o Jezusie: „Jest tym, który powołuje grzeszników”. I każde to świadectwo o Jezusie jest prawdziwe, ale żadne nie wyczerpuje całej Prawdy o Chrystusie, bo Chrystus jest tym, który zna tajniki serca i tym, który uzdrawia niewidomych, i tym, który powołuje grzeszników.

Tylko w Nim jest cała PEŁNIA Bóstwa i Człowieczeństwa.

Na czym zatem miałaby polegać świętość, do której jesteśmy powołani? Nikt z nas nie odzwierciedli w swoim życiu całej świętości Boga, Jego Pełni, ale możemy być jakimś odblaskiem, cząstką Jego Chwały.

Popatrzmy na przykładzie świętych. Święty Tomasz, który napisał opasłe Tomy zawierające ogrom wiedzy teologicznej zapewne zgłębiał Boski Logos, ale przecież w swojej „Sumie teologicznej” nie wyczerpał tego czym Logos jest, i pewnie całą wieczność będzie się jeszcze pochylał nad tym zagadnieniem,  ale w jego działach przewija się jakaś cząstka rozumowego poznania Boga jako Logosu.

Święta siostra Faustyna chciała być odblaskiem Bożego Miłosierdzia, pryzmatem, przez który niewyczerpane Miłosierdzie Boże dotrze na świat. I rzeczywiście swym życiem rozsławiła Boże Miłosierdzie, ale ani w życiu ani w pismach nie wyczerpała całej prawdy o Bożym Miłosierdziu, które także w jej doświadczeniu, jawiło jej się jako „bezmiar”, a mówiąc językiem potocznym „morze miłosierdzia”.

Bóg w Jezusie jest i Logosem Wcielonym i Miłosierdziem. Jest także - jak dostrzegł to na przykład święty Franciszek - Ubogim i Ukrzyżowanym. Wszyscy zaś wymienieni święci odzwierciedlili w swoim życiu jakąś cząstkę świętości Boga, na miarę charyzmatów jakimi zostali obdarowani przez Pana i poprzez realizację zadań, jakie im Pan wyznaczył, by uobecnili w świecie jakąś cząsteczkę wielkości Boga.

Reasumując świętość musi wyrastać z osobistego spotkania z Panem, musi być zakorzeniona w Chrystusie, ale nigdy nie wyczerpie Jego Świętości. Świętość można realizować na wiele sposobów  - można powiedzieć, że jest tyle dróg do świętości, ilu jest ludzi.

Dlatego święci czasem kłócili się ze sobą, nie zawsze rozumieli siebie nawzajem,  czasem nawet do końca żyli w przeświadczeniu, że inny święty, „wcale taki święty nie jest”, bo nie mieścił się w ich rozumieniu bycia świętym (w oczach Boga i Kościoła świętym jednak pozostawał).  Przykład takich nieporozumień świętych można znaleźć w  książce s. Małgorzaty Borkowskiej OSB „Czarna owca”, która opisuje życie bł. Matki Kolumby i jej konfliktu ze św. Józefem Bilczewskim arcybiskupem Lwowa, który z powodu obyczajowych pomówień, zmusił błogosławioną do opuszczenia rodzimej diecezji i udania się na emigrację do Włoch. Ciekawe, że konflikt nigdy nie został zażegnany, mimo to oboje zostali wyniesieni na ołtarze.

To jest właśnie fenomen świętości, że jej oblicza są różne, ale wszystkie wyrastają z tego samego pnia jakim jest doświadczenie miłości Boga, zakorzenienie w Chrystusie.

Pamiętamy z Ewangelii z poprzedniej Niedzieli jak Apostołowie byli oburzeni, że ktoś kto nie chodzi z nimi w Imię Jezusa wyrzuca złe duchy? Lecz Jezus nakazał, aby mu tego nie zabraniać mówiąc:  ”Przestańcie zabraniać mu, bo nikt, kto uczyni cud w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami” (Mk 9,39).

Jeżeli masz bliskość z Jezusem to jesteś już na dobrej  drodze do świętości, i ta świętość może być realizowana nawet poza wspólnotą Kościoła. Myślę, że w słówku „zaraz” kryje się jednak pewne niebezpieczeństwo pobłądzenia. Powtórzmy jeszcze raz: „Nie będzie mógł zaraz źle mówić o mnie”.  Pytanie, co będzie potem? Czy uda mu się wytrwać przy Jezusie, jeżeli nie będzie chodził z Apostołami?  Czy w obliczu trudnych doświadczeń nadal pozostanie wierny Chrystusowi? Czy nie pobłądzi? Jakby Jezus zasugerował, że tak od razu (zaraz), to się nie stanie, ale przyszłość owego człowieka nie jest już taka pewna.

Pojawia się pytanie: Co to znaczy chodzić z Apostołami? Dla mnie „chodzenie z Apostołami” oznacza zakorzenienie w Tradycji Kościoła, w Piśmie Świętym, w Urzędzie Nauczycielskim Kościoła, w Sakramentach albo szerzej w wyznawaniu wspólnego Credo. Nie wystarczy więc znaleźć sobie jednego Apostoła (choćby był dostojnikiem kościelnym), który podąży na przykład za nowatorskimi sposobami Ewangelizacji, ale trzeba być zakorzenionym w Apostolskiej Tradycji reprezentowanej przez Nauczycielski Urząd Kościoła. Wtedy - moim zdaniem – można mówić o chodzeniu z Apostołami. Natomiast nie należy zabraniać tym, którzy czynią wielkie rzeczy w Imię Jezusa ich posługi,  bowiem ich żywe doświadczenie Chrystusa może także ubogacić nie tylko niewierzących, ale także ludzi Kościoła.

Najpewniejszym jednak sposobem budowania swojej świętości jest trwanie w jedności ze świętymi, czyli w Tradycji Kościoła, w jedności z Ojcem Świętym.

W jednej ze swoich homilii ks. Bogdan Zbroja porównał Królestwo Boże do drzewa. Korzeniem tego drzewa jest Chrystus. Jego pień – to święci (tradycja), my żyjący współcześnie jesteśmy gałęziami, które wyrastają z tego pnia. Każda taka gałąź może dać życie innej gałązce. I tak drzewo rozrasta się.

Królestwo Boże powoli wzrasta w duszy ludzkiej czerpiąc soki z Chrystusa i ze wspólnoty świętych. Moja i Twoja świętość karmi się miłością Chrystusa, Jego Łaską, ale także całymi garściami czerpie z bogactwa doświadczenia całego Kościoła i pomocy świętych, którzy prowadzą nas drogą do nieba, do Tego, który jedyny jest po trzykroć Święty.

I do takiej świętości, która jest wzajemnym ubogacaniem się w celu szerzenia Królestwa Bożego jesteśmy zaproszeni wszyscy.

Ostatnio dodane

Polecam

Bądź na bieżąco