Refleksje
Wirus a wiara
dodane 2021-09-04 21:56
Na szkolnym korytarzu dostrzegł mnie katecheta (świecki) i zachęcająco skinął na mnie, żebym włączyła się do rozmowy. Prowadził właśnie dialog z koleżanką – katechetką. Mówi o mnie do koleżanki:
- Ona jest z tej samej opcji.
Podchodzę, a potem dyskutujemy o wszystkim: wierze, polityce, szkole itp.
Nagle mój rozmówca mówi:
- No, my się nie szczepimy.
- A ja zaszczepiłam się pierwszą dawką Pfizera. Wybrałam szczepionkę, co do której Episkopat nie zgłosił wątpliwości etycznych.
Zapanowało milczenie. No cóż, wyszło na to, że ta sama opcja, ale inne wybory życiowe.
To doświadczenie skłoniło mnie do refleksji na temat związku ”wirusa z wiarą” i podejściem osób wierzących do szczepień.
Oto wnioski i zarazem pytania:
1/. Kompletnie nie rozumiem powielanej często w internecie tezy, która różnie wprawdzie jest formułowana, ale brzmi mniej więcej następująco: „Nie wierzą w Jezusa, to uwierzyli w wirusa”. Takie myślenie prowadzi z kolei do zaprzeczenia istnieniu wirusa oraz pandemii. I to w imię obrony wiary w Jezusa.
Sztucznie tworzy się tu alternatywę: albo Jezus albo wirus, albo wierzysz w Jezusa albo wierzysz w wirusa.
Sęk w tym, że w wirusa nie trzeba wierzyć. Wirus przynależy do świata natury, świata stworzonego przez Boga. I jako taki podlega empirycznemu doświadczeniu. W tym zakresie spełnia naukowy paradygmat. Wirusa można wymazać z gardła, z nosa, zobaczyć pod mikroskopem, opisać jak wygląda, jakie są jego cechy specyficzne, odróżniające go od innych wirusów itp. Można także dość precyzyjnie opisać jakie objawy chorobowe wywołuje u człowieka.
Wiara zaczyna się tam, gdzie rozum ludzki nie sięga. Dopiero wtedy mamy do czynienia z Objawieniem, którego nie można przyjąć na mocy samego rozumowego poznania, ale właśnie wiary.
Z wirusem zaś Covida rozum ludzki radzi sobie doskonale!
Czy ktoś ośmieliłby się postawić pytanie: albo wierzysz w wirusa VZV (wirus wywołujący ospę wietrzą i półpaśca) albo w Jezusa? Już na pierwszy rzut oka to zestawienie wydaje się być pozbawione sensu. Ospę przeszłam ciężko w liceum (!), a w Jezusa wierzyłam dużo wcześniej i nadal wierzę. I nie muszę negować istnienia wirusa i mojej choroby, żeby obronić swoją wiarę w Chrystusa.
Uznanie istnienia wirusa nie stoi zatem w żadnej sprzeczności z wiarą w Jezusa.
Inną rzeczą jest oczywiście ubóstwienie wirusa, podporządkowanie całego swojego życia pandemii itp., ale w tym samym zakresie można ubóstwić niemalże wszystko: władzę, karierę, pieniądz itp.
2/Czy osoby wierzące powinny się szczepić?
Bóg powiedział do pierwszych rodziców „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Jeżeli zatem „cząstka zakaźna” jaką jest wirus dziesiątkuje ludzkość, to obowiązkiem ludzkości jest ujarzmienie wirusa, przejęcie nad nim władzy. W związku z powyższym wszystko, co służy zahamowaniu transmisji wirusa jest zgodne z planem Boga.
Szczepienie jest także zgodne z przykazaniem: „Nie zabijaj”, bo wyraża troskę o zdrowie samego siebie, naszych najbliższych oraz osób, z którymi spotykamy się w różnych sytuacjach życiowych (praca, komunikacja miejska, sklep itp.).
Większą zatem wątpliwość etyczną widzę w nieuzasadnionej rezygnacji ze szczepień, aniżeli w zaszczepieniu się. Oczywiście jak w każdym przypadku mogą zaistnieć wyjątki (np. przeciwwskazania zdrowotne do szczepień itp.).
Sama zaszczepiłam się, zachęciłam do szczepienia męża i zadbałam o szczepienie dzieci. I to mimo chorób współistniejących.
Chcę nawiązać jeszcze do mojej ulubionej świętej – siostry Faustyny. Zmarła w młodym wieku na gruźlicę płuc i przewodu pokarmowego, w czasach, kiedy na gruźlicę w Polsce umierało wiele osób. Obecnie właśnie dzięki wynalezieniu szczepionki oraz leków przeciwgruźliczych udało się zminimalizować liczbę zachorowań i zgonów. Wspomniana święta ściśle stosowała się do zaleceń lekarzy i przełożonych, nawet wtedy, gdy z powodu ich wskazań musiała pozostawać w izolacji, bez możliwości uczestniczenia we Mszy świętej. Komunię świętą przyjmowała wtedy w odosobnieniu. Duchowo łączyła się z siostrami przebywającymi w kaplicy. Ewentualne problemy moralne w tej kwestii (cierpiała z powodu konieczności opuszczania codziennej Mszy św.) omawiała ze swoim spowiednikiem, który podtrzymywał zalecenia medyków.
Pamiętam jednak z jej Dzienniczka jedną opisaną sytuację, kiedy zlecony lek wydał jej się za drogi, więc, aby nie narażać zakonu na koszty, ograniczała ilość przyjmowanego leku. Usłyszała wtedy od Jezusa: Córko Moja, nie podoba Mi się takie postępowanie, przyjmuj wszystko z wdzięcznością, co ci daję przez przełożonych, a tak lepiej Mi się podobasz. (Dzienniczek 1381).
Czy Jezusowi mogłoby się zatem nie podobać przyjmowanie leków, czy szczepionek? Czy raczej powiedziałby do nas: "Przyjmij z wdzięcznością, co ci daję przez lekarzy".
Przyjmij z wdzięcznością!
PS Wczoraj przyjęliśmy drugą dawkę Pfizera, z wdzięcznością za ten dar od naszego Pana, który wobec nas posłużył się lekarzami.
(A jeżeli to będzie ostatni wpis na moim blogu, to znaczy, że katecheci mieli rację)