Refleksje
Dialogi z "tradycjonalistami"
dodane 2021-07-22 00:25
Na podstawie rozmów o sposobie przyjmowania Komunii Świętej.
I. Wychodząc z kościoła spotykam parę znajomych kobiet. Jedna z nich po chwili rozmowy, zwracając się do mnie, mówi:
- Powinna Pani przyjmować Komunię Świętą do ust.
Milczę, ale trochę dziwi mnie jej upomnienie. Rozumiem, że zgorszyłam ją swoim sposobem przyjęcia Hostii – na rękę.
- Jak nie ma wyboru, to co innego, ale jak jest, to trzeba tradycyjnie, do ust – kontynuuje moja rozmówczyni.
Przez pierwsze wieki chrześcijaństwa w ogóle nie podawano Komunii Świętej do ust, myślę więc, że to co dla nas jest „tradycyjne”, wcale nie oznacza początków chrześcijaństwa. Tradycyjne oznacza tu raczej „znane nam” i „dotychczas obowiązujące”, a nie zakorzenione w Tradycji, głoszone przez Ojców Kościoła.
- Wie Pani, bo kapłan ma ręce konsekrowane, a Pani nie…
- A język ma Pani konsekrowany? - wypalam i dopiero po reakcji drugiej z Pań zdaję sobie sprawę, że odpowiedziałam zbyt zdecydowanie i niegrzecznie.
- No wiesz…bo mnie chodzi tylko o okruchy Hostii, też bym przyjęła na rękę, ale te okruchy…
- Z języka to bliżej do serca – odpowiada na moją ripostę pierwsza z kobiet.
W duchu myślę, że z języka to raczej bliżej do żołądka, ale nie chcę już kontynuować tej dyskusji i pozostawiam Panie z poczuciem „wygranej”, oczywiście pozostając przy swoim sposobie przyjmowania Komunii Świętej.
II. Inna sytuacja:
Kościół św. Anny w Krakowie. Msza Święta, której przewodniczy ks. Węgrzyniak. W mrokach barokowej świątyni kątem oka dostrzegam mężczyznę w wieku około trzydziestu lat, który przed chwilą przyjął Komunię Świętą na rękę, a teraz wpatrzony bacznie w swoją dłoń poszukuje partykuł i przez dobre piętnaście minut poślinionymi palcami prawej ręki zgarnia i wkłada do ust „okruchy” Hostii. Czynność powtarza wielokrotnie. Rozglądam się wokół. Widzę, że ów młody człowiek wzbudził nie tylko moje zainteresowanie. Jest tak bardzo skoncentrowany na wykonywaniu „swojej pracy”, że nawet nie zauważył, z jakim zaciekawieniem przygląda mu się parę osób.
Myślę, że takim skrupulantom należałoby zasugerować przyjmowanie Komunii Świętej do ust. Dla tego człowieka forma przyjęcia Jezusa na dłoń stała się źródłem cierpienia. Prawdopodobnie miał zaawansowaną nerwicę natręctw i przy przyjęciu Hostii nasiliły się zaburzenia obsesyjno - kompulsyjne. Żal było patrzeć na udrękę owego mężczyzny.
III. Rozmowa z siostrą zakonną
- Nigdy nie przyjmę Komunii Świętej na rękę – mówi siostra z ponad 40 – letnim stażem życia zakonnego.
No, nie! Myślę sobie: „Ta to już od stóp do głów konsekrowana”!
- Dlaczego?
- Bo nie !!!
- A inne siostry z Waszego zakonu przyjmują, więc chyba można?
Przytaczam te sytuacje z życia wzięte po to, aby ukazać jak bardzo forma, w tym wypadku sposób przyjęcia Ciała Pańskiego może nam przysłonić Jezusa i zamknąć serce na Jego Łaskę. Jesteśmy jak faryzeusze skoncentrowani na tym co zewnętrzne, gubiąc to, co w Komunii Świętej najistotniejsze – przychodzącego Pana. W zatwardziałości naszych serc tworzymy swoje przepisy, prawa, zakazy, nakazy itp. częstokroć próbując je narzucić innym jako niemalże absolutną, jedynie słuszną prawdę. Zmęczeni tym ciągłym dbaniem o formę i przywiązaniem do tego co znane, zatracamy to, co w spotkaniu z Bogiem jest kluczowe – otwarte serce. Pan Jezus przychodząc do nas może posłużyć się naszymi ustami, albo dłońmi, ale jedno jest pewne: On zawsze chce się spotkać z nami w pokorze naszych kochających serc. Tam w głębię serca każdego człowieka chce wlać swoją Miłość, chce by Jego życie zapulsowało w naszym życiu, chce nakarmić nas Sobą.
Najpiękniejsze gesty nie pomogą, gdy za nimi nie kryje się piękno ludzkiego wnętrza. I na odwrót - kto kocha Jezusa nie zrobi mu krzywdy swoją postawą, czy gestem.
Podchodźmy więc otwartym sercem do Pana bez lęku, radując się tym, że nasz Bóg „daje nam się cały”, pozwala się nam dotknąć. I oby to dotknięcie było wyrazem naszej w Niego wiary!