Refleksje

Czy znam Jezusa? (Mk 6, 1- 6)

dodane 00:00

- Poczytać Ci Pismo Święte?

- Nie. Ja to znam.

- Może Ewangelię?

- Nie. Ja znam, ja to już wszystko znam.

W rodzinnym mieście Jezusa wielu mieszkańców także było przekonanych o tym, że znają Jezusa. Wiedzą czyim jest synem, jaką pracę wykonywał przed opuszczeniem rodzinnego Nazaretu, znają Jego dalszą rodzinę.  I właśnie to przekonanie, że Go znają, sprawia, że pozostają zamknięci na prawdę o Nim i poznanie Jego posłannictwa.  

Nam też często wydaje się, że o Jezusie wiemy już wszystko, że On nas niczym już nie zaskoczy.

Słuchamy Słowa Bożego, dotykamy Pana w Komunii Świętej, znamy smak Eucharystycznego Chleba.

Jezus jakby nam spowszedniał, nie spodziewamy się po Nim cudów. I właśnie ta butna pewność, że Go znamy jest źródłem zwątpienia w Niego i niewiary w Jego prorocką misję objawiania Woli Ojca światu. To zamknięcie serca na Boga, sprawia że czuje się On lekceważony i nie może w nas dokonać swoich zbawczych dzieł.

Przez parę lat, w okresie poprzedzającym pandemię, uczestniczyłam w codziennej Mszy Świętej, a po niej zostawałam na adoracji przed wystawionym Najświętszym Sakramentem. Pewnego dnia zadecydowano, że po Mszy będzie wspólna adoracja. Wraz z kapłanem odmawialiśmy litanię do św. Jana Pawła II i dziesiątek różańca. Na osobistą modlitwę nie starczało już czasu.

Po wielu dniach ogarnęło mnie znużenie. Stale te same wezwania litanii, powtarzające się zdrowaśki, ci sami mniej więcej ludzie, wszystko takie monotonne, powtarzalne i znane. Szczerze mówiąc to czasami nawet buntowałam się w sercu, że odebrano mi czas na przebywanie „sam na sam z Panem”, na to „wpatrywanie się wzajemne serc” na rzecz tej „oklepanej” wspólnej adoracji.

Mimo to postanowiłam włączać w ten strumień wspólnotowej modlitwy swoje rodzinne sprawy i innych osób mi bliskich.

I z tym wszystkim gorliwie modląc się, trwać przed Panem.

I właśnie wtedy przyszedł Jezus. Przyszedł poprzez scenę Ewangelii, jakże dobrze mi znaną, ale pokazaną mi w zupełnie nowym świetle, z udziałem osób z mojej dalszej rodziny.

Modliłam się za osobę w rodzinie,  która dopuściła się zdrady małżeńskiej. Czułam do niej złość i zastanawiałam się, czy w tej sytuacji mogę ją zaprosić na I Komunię mojej córki. Sprawa była o tyle trudna, że w rodzinie o tej zdradzie aż huczało, a na dodatek to była żona chrzestnego ojca mojej córki.

Nagle podczas tej wspólnotowej adoracji zobaczyłam wspomnianą kobietę skąpo ubraną w otoczeniu nieznanym mi osób prowadzących ją do Jezusa. Szarpała się w ich rękach, jakby próbując się uwolnić i nie wykazywała żadnej skruchy. W tej scenie stałam jakby z boku przyglądając się całej sytuacji. I nagle zobaczyłam przepiękny gest przebaczenia. Jezus uczynił nad nią znak krzyża, znak rozgrzeszenia.

Stałam jak wryta przyglądając się tej scenie:

- Ale ona nawet nie przeprasza! – powiedziałam w myślach do Jezusa.

Ten obraz pokazał mi jak mało jeszcze znam Jezusa, jak bardzo On potrafi mnie zaskoczyć miłością.  I jak daleko jestem od Jego widzenia człowieka i Jego postawy przebaczenia wobec ludzkiego grzechu.

Jezus przyszedł do mnie w tym, co monotonne i znane, zaskakując wielkością swojej miłości.

I....oczywiście zaprosiłam żonę chrzestnego mojej córki na jej I Komunię. I naprawdę wszystko pięknie się udało!

 

Ostatnio dodane

Polecam

Bądź na bieżąco