Felietoniki

Do innych mam i kobiet

dodane 23:25

Jakiś tydzień temu natrafiłam na piękne zdjęcie na facebooku. Niestety nie znam autora, ale poruszyło mnie dogłębnie, bo sama jestem mamą po cc. I teraz znów będę. Z przyczyn niezależnych ode mnie. I jest mi z tego powodu bardzo przykro.

Poród z Antoniną był długi, traumatyczny i zakończony emergency cc. Najpierw w czwartek przestałam czuć jej ruchy, potem zaczęli wywoływać poród. W nocy miałam 2 cm rozwarcia i zaczęłam czuć pierwsze skurcze. 40 godzin później, z pomocą lekarzy, na świat przyszła moja córka. 

Tydzień później, kiedy już od kilku dni byliśmy w domu, po wszystkich wizytach położnych, zaczęło do mnie docierać co się stało. Nie urodziłam naturalnie. Nie udało mi się karmić piersią. Moje ręce wyglądały jak u narkomanki- po kilkunastu wkłuciach, miałam siniaki chyba każdego koloru. Na lekach przeciwbólowych, na zastrzykach przeciw zakrzepom czułam, że nic nie jestem warta. 6 tygodni później było już tylko gorzej. Coraz gorsze samopoczucie, coraz większe poczucie winy i tego, że zawiodłam jako kobieta i matka. Rok później, w trakcie zupełnie innej wizyty, mój lekarz zaczął ze mną rozmawiać. To była pierwsza osoba, która się zapytała, jak ja się czuje. I wtedy wyszła na jaw Pani D.. od tamtego czasu mam leki.

Jakby tego było mało, że ja sama mam wyrzuty, że sama siebie biczuję, doszły jeszcze komentarze innych osób. "Taka kobieta i nie karmi", "jak to nie urodziłaś naturalnie?!", "a co ty wiesz o porodzie, jak ciebie tylko ciachnęli i już!". Dlatego obiecałam sobie, że jeśli kiedykolwiek będę jeszcze w ciąży, zrobię wszystko, żeby być matką i wartościową kobietą. 

Dzisiaj jestem w 28 tygodniu ciąży i 3 tygodnie temu miałam wizytę w birth clinic. Na moje nieszczęście, okazało się, że nie mogę rodzić naturalnie. Moja miednica jest zbyt wąska, dziecko nie przejdzie przez kanał rodny, a z racji poprzedniego cc, może dojść do rozerwania wszystkiego i śmierci mojej lub dziecka. I na tym skończyły się moje obietnice wobec samej siebie. Postawiono mnie przed faktem dokonanym. Oczywiście, jak to lekarz ujął: "nie zrobimy nic bez twojej zgody", ale ja wyboru nie mam. Bo albo narażę swoje dziecko na śmierć, albo narażę siebie na gorszy stan psychiczny, swoje dzieci na życie "bez matki" i męża na walkę z tym wszystkim. Poczułam się, jakbym dostała w gębę. A osoby, które tak sumiennie mnie kamieniowały, dostały jeszcze jeden powód do drwin. Fajnie, prawda? 

Bóg mi świadkiem, że walczę każdego dnia ze sobą. O to, żeby wstać, uśmiechać się, normalnie funkcjonować, wypełniać swoje codzienne obowiązki. Tylko On wie, ile mnie to wszystko kosztuje. Szukam pomocy, szukam wsparcia u profesjonalistów, obcych ludzi, bo wiem, że od najbliższych jej nie otrzymam. Rozmawiam z lekarzami, położną, księdzem, czytam historie innych kobiet, które przeszły podobną drogę do mojej. Toczę walkę ze sobą. Ale muszę też przygotować się na walkę z innymi... 

Nie wiem jak ta historia się zakończy, jednak mam prośbę do wszystkich kobiet: wspierajmy się. Nie biczujmy, nie oskarżajmy. Nie oceniajmy. Dla ciebie taki komentarz będzie prześmiewczy, może nic nie warty. Może zapomnisz o tym co powiedziałaś, napisałaś. Ale pamiętaj, że ta druga kobieta może później z nim walczyć w głowie, kilka miesięcy, albo nawet i lat. I nie ucierpi tylko ona, ale jej dzieci i rodzina. Bo zły stan psychiczny matki, ma odzwierciedlenie później na jej relacjach z najbliższymi. Chciałabyś, żeby ktoś ciebie ukamieniował słowem, które cię dotknie na lata? Pamiętaj, że każdy ma swoją piętę Achillesową w swojej głowie. 

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane