Felietoniki
Życie pod przykrywką
dodane 2016-10-03 00:40
Nie będę owijać w bawełnę, bawić się w kotka i myszkę. Muszę wyrzucić z siebie wszystko bo inaczej uduszę się własnymi wymiocinami.
Pojechaliśmy z mężem i córką do Polski na urlop. Krótki, bo tylko 10 dni ale wystarczająco długi na zrobienie zamieszania w naszym życiu.
Odwiedziny u rodziny, wesele bratanka męża, spotkania z przyjaciółmi i... jak grom z jasnego nieba trafia w nas szansa powrotu do Polski na stałe. Jest możliwość pracy. Dla mnie. W moim zawodzie. Rozmowa ze znajomymi i jest też szansa na pracę dla męża. Jest plan też jak to wszystko ułożyć by wyszło dobrze. Wiele godzin emocji, płaczu i niestety kłótni. Ale coś zaczyna się dziać, przecież od 10 już prawie lat marzę by wrócić do domu. Do prawdziwego domu. Żeby być już na swoim, wśród rodziny i przyjaciół. A nie wśród ludzi, których nie do końca się toleruje. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie słowa rodziców. Tych którzy powinni wspierać i motywować. Tych którzy powinni pierwsi dopingowac by mieć dzieci obok a nie prawie 2000 kilometrów od siebie. "Nie uda wam sie" , "Żeby nie było tak że przyjedziecie i będziecie plakać", "Inni sobie radzą, wy możecie sobie nie poradzić". CIOS W SAMO SERCE.
Ale próbujemy dalej. Może uda się jakoś jeszcze to utrzymać w ryzach, choć psychicznie już człowiek wysiadł. Idziemy do salonu, by dowiedzieć się szczegółów oddania samochodu. Chcemy oddać i iść po bilet do Polski. Tu kolejna porażka. Nie mogą przyjąć. "Macie umowę na 3 lata. Nie stać was? Proszę zwrócić się do banku o umorzenie rat na kilka miesięcy lub o zmianę modelu na niższy. " Kolejny cios. Miało być pięknie, wyszło jak zwykle.
Taka historia nas ostatnio spotkała. Dalej mam głowę pełna myśli, serce pełne żalu, i łzy w oczach. Nie powinno tak być. Ludzie spełniają swoje marzenia. A ja nie mogę. Przez ten jeden cholerny, nowy,salonowy samochód. Ale wiecie co boli najbardziej? Tego że inni nie widzą twojego bólu, twojego żalu, twoich problemów i tego jak bardzo chcesz żyć w swoim kraju. Tego jak bardzo łamie ci się serce za każdym razem kiedy musisz wracać z urlopu. Nikt, do cholerny, cie nie rozumie. Nikt. Każdy widzi tylko ten jeden, nowy samochód. I tylko po tym stwierdza że na pewno masz się dobrze bo ci się powodzi.
Morał z tej bajki dzieci kochane jest taki: nie oceniajcie jakie kto ma życie po tym jakie i ile sprzętów i dóbr materialnych dana osoba ma. Nigdy. Bo prawda jest daleka od tego co widzi twoje oko.
A moje rozżalone serce niech uciszy modlitwa, bo albo osiwieję albo stanie mi się krzywda.