Książki Szymona Hołowni- totalny must w moim księgozbiorze. Ale i nie pogardzę tytułami w duecie z Marcinem Prokopem.

"Bóg, kasa i rock`n`roll"- książka na wysokim poziomie. Dwóch inteligentnych (przystojnych :) (ale to już kwestia gustu)) tak bardzo różniących się od siebie, ale i podobych do siebie facetów nie może napisać śmiry. Z tego musi wyjść tylko jedno- warte przeczytania cacko. Więc kiedy dowiedziałam się o nowej książce Hołowni z Prokopem, kupiłam ją najszybciej jak tylko mogłam. Fakt, z braku czasu, troszkę opornie idzie mi czytanie tych 495 stron, ale przynajmniej mam czas na delektowanie się każdym słowem mojego dziennikarskiego guru- Szymona i dryblasa (sorry Marcin) kabareciarza. Ich `porządkowanie` każdego zakamarka mieszkania, ale też stylu życia odbywa się w taki sposób, że człowiek ma sam ochotę posprzątać. Lekkim, czasami slangiem podwórkowym pisana (przez Prokopa) i górnolotnymi frazesami wziętymi prosto z teologiczno- lingwistycznych filozofii Szymona. Ta książka doprowadza mnie do nagłych, niepohamowanych wybuchów śmiechu. Szkoda, że Anglicy nie mogą pośmiać się ze mną...(chłopcy pomyślcie nad tłumaczeniem!) Za to patrzą się na mnie jak na idiotkę, która wyje z "kulkuletniej pisi" albo "naduszenia piątki".

Recenzentem nie jestem, i uwierzcie mi- tego pół-tysiąca stron nie da się opisać od tak! To trzeba po prostu przeczytać!

 

P.S. Szymon- uwielbiam cię! (ciii.... tego nie widzieliście ;))