Od dwóch lat jest ze mną. Początkowo wydawało się, że powywracał całe moje życie. Teraz nie wyobrażam sobie, by go nie było.
Spontaniczna decyzja, by wczoraj zaraz po skończonych lekcjach pojechać na basen okazała się trafiona. Mało ludzi w wodzie, do tego wolna sauna, sprawiły, że naprawdę się wyluzowałam i zrelaksowałam. Będę musiała to uczynić stałym punktem tygodnia, tylko, czy starczy mi samozaparcia?
Myśl, która mi dziś towarzyszyła, a której echo usłyszałam podczas czytań Mszalnych związana jest z odmiennym postrzeganiem spraw po upływie czasu.
Przyszedł dziś na dodatkowe zajęcia, które w ramach mojej karcianej godziny mam z uczniami mojej klasy mającymi problemy z nauką. Tyle co odesłałam do domu dwie uczennice, bo stwierdziłam, że skoro nas tak mało, to odwołam te zajęcia. Pomyślałam, że i tak teraz nadrobię te godziny, ćwicząc śpiewy na rekolekcje.
Dziś pierwszy dzień w pracy po 5 tygodniach przerwy. Nie czułam stresu, ale do domu wróciłam bardzo zmęczona. Oczka mi się kleją, a mam jeszcze trochę spraw do załatwienia. Do szkoły szłam z lekkim ociąganiem się, choć z wcześniejszym porannym wstawaniem nie miałam problemu.
Od wczoraj walczę z bólem głowy. To też sprawiło, że w ostatni dzień, w którym mogłam wyspać się bez czasowego ograniczenia, zmuszona byłam wstać wcześniej. Nie pomógł lek, ale jak zwykle wspomogłam go poranną kawą, co przytłumiło ostrość bólu. Ale nie o bólu miałam pisać, a o tym, że przy śniadaniu zerknęłam do papierowego wydania GN.