ON i ja..., moje wędrowanie...
martwa wiara?
dodane 2012-02-18 11:40
Spontaniczna decyzja, by wczoraj zaraz po skończonych lekcjach pojechać na basen okazała się trafiona. Mało ludzi w wodzie, do tego wolna sauna, sprawiły, że naprawdę się wyluzowałam i zrelaksowałam. Będę musiała to uczynić stałym punktem tygodnia, tylko, czy starczy mi samozaparcia?
Jak zwykle, w takich sytuacjach, najtrudniej podjąć mi decyzję, potem jest już OK. Tak jest u mnie ze wszystkim, co wymaga pewnej trudności, w sprawach wiary także.
List Jakuba, który czytany jest w tym tygodniu, porusza dość istotne kwestie. Te dwa fragmenty: „wiara bez uczynków martwa jest”, jak i dzisiejszy: „Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo” są dość ważne dla mnie, bo dotykają istoty wielu moich słabości i problemów.
Czy to nie jest tak, że chcielibyśmy się kreować na bardziej wierzących, niż jesteśmy? Czy nie jest tak, że wolimy o swojej religijności więcej rozmawiać (pisać), porównywać ją z innymi, niż np. wcześniej wstać, by dłużej się pomodlić, czy też zrezygnować z jakiejś przyjemności na rzecz czytania Pisma św., czy innej wartościowej rzeczy? Internet sprawił, że wytworzyła się w wielu z nas taka umiejętność pisania, może i wartościowego, ale gdyby popatrzeć na nasze życie, mogłoby się okazać to wszystko tylko mądrym frazesem, poniekąd pustym, bo nie mającym żadnego odniesienia w naszym życiu.
A może jest inaczej? Łatwiej nam pójść do kościoła, niż pogodzić się ze zwaśnionymi? Modlić się długo, a wobec najbliższych trwać w postawie roszczeniowo-żądaniowej, zamiast im służyć? Zaniedbywać obowiązki rodzinne, zawodowe, by codziennym udziałem we Mszy św. zabłyszczeć przed księdzem, albo jeszcze kimś innym? A może w ogóle z jego powodu chodzić do kościoła?
Wiara może być martwa, nawet wtedy, gdy codziennie będę uczestniczyć we Mszy św. i pamiętać o modlitwie, nawet wówczas, gdy będę angażować się w życie religijne Kościoła, a zaniedbywać inne ważne sprawy wobec drugiego człowieka…
Martwa będzie również wówczas, gdy mój język będzie wypowiadać błogosławione, dobre rzeczy wobec tych, na których mi zależy, a jednocześnie nie będzie mieć oporów, by innych poniżać, upokarzać, lekceważyć, źle o nich mówić, obgadywać, ignorować, lekceważyć, potępiać.